The Independent pisze na okładce „Evelio Rosero pisze, jakby maczał pióro we krwi”. I tu się zgodzę. Wszystko jest wyraźne, dokładne, mocne i osobiste, niezwykle silne.
Głównym bohaterem jest Ismael, emerytowany nauczyciel, podglądacz kobiet, wiecznie siedzący na drabinie opartej o drzewo pomarańczowe. Wielbi obserwować swoją sąsiadkę, nagą, zaglądać przez mur i podziwiać jej piękno. Bo Ismael podświadomie piękna szuka. W innych, w otaczającym go świecie. Widząc siebie starego i swoją starą też już żonę Otilię, wie, że piękno przemija, dlatego szuka go w innych ciesząc swoje biedne oczy.
„Dzisiaj moja żona wciąż jest dziesięć lat młodsza ode mnie, ma sześćdziesiątkę, ale wydaje się starsza, lamentuje, garbi się chodząc. […] Teraz to stara i szczęśliwa obojętność, człapiąca z jednej strony na druga, w środku swojego kraju i swojej wojny, zajęta swoim domem, szparami w ścianach, możliwym przeciekaniem dachu, choćby grzmiały jej w uszach wojenne okrzyki, wszystko jej jedno w chwili prawdy, i cieszy mnie ta radość, i gdyby dzisiaj kochała mnie tak bardzo jak swoje ryby i koty, może nie wyglądałbym za mur. Może.”
I może jeszcze gdyby nie było wojny.. Ale jest. W San Jose trwa wojna partyzancka. Od dłuższego czasu. Na ulicach jest niebezpiecznie. Zanim pojawiły się wystrzały i granaty, oraz żołnierze z karabinami, wydawało się, że panuje spokój. Koty, papugi, ryby, ludzie, normalne życie. Kilka dni później, martwe koty, martwe papugi, martwe ryby, martwi albo porwani ludzie, życie normalne? już chyba nie. Miasteczko pustoszeje, trzeba się albo ukrywać, albo opuścić miasto, by nie wpaść w ręce żołnierzy.
„… niepewność królująca w San Jose może przypomina spokój, ale nim nie jest; od wczesnych godzin ludzie zamykają się w domach; kilka wciąż uparcie działających sklepów i warsztatów jest otwartych od rana do wczesnego popołudnia; potem drzwi się zamykają i San Jose dogorywa w upale, to martwe miasto, albo prawie martwe, tak jak i my, jego ostatni mieszkańcy. Jedynie psy i świnie węszące pomiędzy kamieniami, ścierwojady trzepoczące skrzydłami na gałęziach drzew, te wiecznie niewzruszone ptaszyska, chyba już tylko one nie zdają sobie sprawy, że miasto to żywy trup”
Pewnego dnia Ismael wychodzi z domu. Nie wie, że Otilia wyjdzie go szukać. Gdy on wróci, jej nadal nie będzie…. Czy Ismael będzie szukał swojej żony czy jak inni opuści miasteczko?
To książka o takim życiu na pograniczu śmierci, między frontami. O tym czy w trudnych chwilach umiemy zachować godność. O szukaniu w sobie woli walki i siły. Ismael nie odnajdzie ich już w podglądanym pięknie. Wokół samo zło, okrucieństwo, krew i tragedia. Jak zatem potoczą się jego losy?
Nie umiem o tej książce za wiele napisać. Ale jest mądra, piękna, warta przeczytania. Cieszę się, że trafiłam na nią w bibliotece.
I jeszcze jedno zdanie wg The Times „Pozornie mało się tu dzieje ale tak naprawdę rozpada się cały świat”.
Czuję się zachęcona. Lubię taką prozę: oszczędną, wyrazistą, mądrą.
PolubieniePolubienie
Piękna okładka.
Ale chyba sama książka zbyt trudna dla mnie. Jakoś nie mam ochoty na nią.
PolubieniePolubienie
Dobra rzecz. Chętnie przeczytam, tym bardziej, że mam wrażenie „bliskości” tej książki z wielbionym przez mnie „Zapachem cedru” :)
PolubieniePolubienie
Książkę już jakiś czas zamówiłem, ale jakoś nie doszła. Zdarza się. Tym bardziej żal, że tak świetna jest!
PolubieniePolubienie
tej akurat nie znam wiec nie umiem porównać. Ale „Między frontami” jest bardzo dobra. Wg mnie przynajmniej. Mocna, wyrazista i napisana mimo okrucieństwa i smutku w niej zawartego, pięknym językiem.
PolubieniePolubienie
szkoda. poczta nawaliła?
PolubieniePolubienie
Nie wytrzymałam i odwiedziłam księgarnię.. Kupiłam oczywiście „Między frontami”, bo recenzja była świetna i coś czuję, że książka przypadnie mi do gustu! Już nie mogę się doczekać :)
http://kasandra-85.blogspot.com/
PolubieniePolubienie
heh, no mam nadzieje ze sie nie zawiedziesz. To dość ‚mocna’ proza, chociaz pozornie ‚nic sie nie dzieje’.
Milo ze zostawiłaś linka, zaraz zajrze:)
PolubieniePolubienie