Mamy grudzień 1989 roku. Kurt Wallander ma około 40tki i zaczyna marudzić. A to, że stary, a to że samotny, bo żona odeszła, a to że pewnie niedługo nabawi się reumatyzmu jak kolega Rydberg, a to, że spać nie może, że zima i że nie lubi marznąć, ale też nie lubi się pocić (narady z termometrem co do wyboru swetra są rozbrajające), a to, że kupiłby sobie psa, no ale kto z nim będzie wychodził, a to, że kupiłby sobie domek itp itd. Zima jak wiadomo nie nastraja optymistycznie raczej, niepogoda pogłębia zmęczenie, a jak się jest w depresji to już w ogóle najlepiej sobie strzelić w stopę i po kłopocie. Do pracy, gdzie biurko zawalone papierami i żmudnymi rozpoczętymi sprawami, których końca nie widać, też mu się chodzić nie chce.
Na szczęście jest kolega Martinsson, który dnia pewnego informuje Kurta o wypadku samolotu w miejscowości Mossby, giną dwie osoby. Wydaje się, że z samolotu, dodatkowo niewidzialnego na żadnym radarze, wcześniej coś zrzucono. Co i gdzie? Do tego chwilę później wybucha pożar w znanym w Ystad sklepiku z pasmanterią, którego właścicielkami są starsze panie – dwie siostry Eberhardsson.
Rozpoczyna się śledztwo, czy pożar sklepiku łączy się jakoś z wypadkiem samolotu? Przygnębiony Kurt robiący z siebie ostatnią zrzędę, będzie musiał wytężyć szare komórki i przy współpracy równie zmęczonych kolegów (bardzo mnie to bawiło :)) dojść do jakichś wniosków.
Na dodatek, ojciec Wallandera, z którym wiecznie są problemy informuje go, że ot tak, leci sobie do Egiptu na wycieczkę. Ojciec ma 80 lat, dziwacznie się ubiera, od dawna maluje jeden i ten sam obraz z głuszcem w tle, a teraz nagle wybiera się w świat obejrzeć piramidy. „Mój ojciec to oryginał, pomyślał. Muszę się z tym pogodzić”.
Podoba mi się, że Wallander rozwija w sobie zmysł obserwacji społeczeństwa szwedzkiego. Obserwuje młodzież, zaskakuje go życie pozornie spokojne starszych osób, dziwią go relacje międzyludzkie, z którymi sam ma problemy, jego zgorzknienie i depresja nie wynikają tylko z rozwodu i z rzadkich odwiedzin córki Lindy, to również wpływ spraw jakimi się musi zajmować na codzień : narkotyków coraz bardziej powszechnych, przemytu samochodów, coraz częstszych morderstw.
Serdecznie polecam. Kurta ma się ochotę przytulić, zabrać na wódkę a potem kopnąć w tyłek. Nadal wierzy w sprawiedliwość świata choć plącze się w swoim życiu i jest najzwyczajniej w świecie samotny. Jest tak realistycznie przedstawiony, że autentycznie ma się ochotę mu pomóc.
I to już ostatnie opowiadanie z tych wydanych teraz. Na szczęście nie rozstaję, się jeszcze z Kurtem Wallanderem, bo zostały mi chyba ze 4 ostatnie książki z serii do przeczytania.
Ja się muszę w końcu zabrać za Wallandera :)
PolubieniePolubienie
Też mam w planach – ale póki co dalekich, chociaż 2 książki stoją na półce i czekają. Co się odwlecze, to nie uciecze. Ponoć:)
PolubieniePolubienie
Mhm, lubię, lubię, czytam i słucham o Kurcie.
PolubieniePolubienie
Brzmi nieźle. Zwłaszcza te depresyjne skłonności.
Poza tym po prostu uwielbiam czytać Twoje notki:)
PolubieniePolubienie
Zaraz po Axelsson biorę się za pierwsze opowiadanie.
PolubieniePolubienie
;) miło mi
PolubieniePolubienie
bardzo Ci zazdroszczę, bo ja już skończyłam wszystkie „Wallandery” i mam niedosyt
PolubieniePolubienie