„Główny wierzchołek Annapurny otoczony jest ze wszystkich stron zasłaniającymi go szczytami siedmiotysięcznymi. Masyw Annapurny składa się z 7 szczytów:
Annapurna I – 8091 m
Annapurna II – 7937 m
Annapurna III – 7555 m
Annapurna IV – 7525 m
Gangapurna – 7455 m
Annapurna Południowa – 7219 m
Machapuchare – 6993 m.”
Miejscowa nazwa jest połączeniem sanskryckich słów „anna” (pożywienie) i „purna” (wypełniona) i oznacza Wypełnioną Pożywieniem. Tak właśnie nazywa się boska macierz, jedno z wcieleń Durgi, towarzyszki Sziwy, czczonej za moc dostarczania pożywienia. Według innej wersji połączenie tych dwóch słów jest przydomkiem bogini Kali – Żywicielka. (wikipedia.pl)
Simone Moro jest niesamowitym wspinaczem, a jeszcze biorąc pod uwagę, że przez czas jakiś tworzył duet z naszym polskim himalaistą, Piotrem Morawskim, który niestety w górach pozostał na zawsze, czyni z Simona w moich oczach fantastycznego człowieka. Dodajmy, iż jest z wykształcenia bibliotekarzem :) Wspinać zaczął się w wieku 13 lat wraz z ojcem, we włoskich Dolomitach. Zdobywca wielu ośmiotysięczników, zachodniej cholernie trudnej ściany Fitz Roy w Patagonii (zimą! wcześniej dokonał tego tylko Jerzy Kukuczka), a do tego odznaczony w 2001 nagrodą Fair Play przez Unesco za uratowanie życia himalaisty Toma Mooresa. Mało kto zdecydowałby zawrócić 516 m przed szczytem Lhotse by uratować człowieka kosztem zdobycia szczytu. Dlaczego mówię „mało kto”? Bo sam Simone przyznaje, że „himalaizm aż roi się od napuszonych indywiduów i cwaniackich zachowań, na które napotykamy prosząc kogoś o przysługę. Wiem, bo sam przekonałem się o tym w różnych sytuacjach”.
Książka „Kometa nad Annapurną” to zapis wspomnień, refleksji z zimowej wyprawy w 1997 na tenże szczyt, ale nie tylko. Wspomnienia dotyczą również wcześniejszych dokonań Simona, ale autor kładzie nacisk na osobistą refleksję dotyczącą przyjaźni w górach, szczególnie ze swoim ówczesnym partnerem, Kazachem, Anatolijem Bukriejewem.

Simone bardzo ciepło wspomina Anatolija, który był człowiekiem bardzo odważnym, zmotywowanym, cierpliwym i sympatycznym. Zawsze potrafił powiedzieć „dzięki”, „proszę”, „przepraszam” co w świecie nadętych często alpinistów bufonów, było rzadko spotykane, jak sam Simone wspomina. To właśnie z Anatolijem, zdobywcą 11 ośmiotysięczników, Simone zdecydował się na wyprawę na Annapurnę, która w Boże Narodzenie 1997 zakończyła się tragicznie dla Anatolija.
Simone jako ocalały z wyprawy składa niejako hołd i podziękowanie za te niecałe 2 lata przyjaźni swojemu partnerowi, który pozostawił w jego duszy ogromną bliznę. I choć teraz wspina się już z innym partnerem – Denisem Urubko, to jednak czas spędzony z Bukriejewem był dla niego ogromnie ważnym okresem. To nic, że nie udało im się wspólnie zrobić trawersu Mont Everest – Lhotse, a to, że kostucha zabrała do siebie tak wielkiego pasjonata gór jakim był Anatolij – cóż…. Każdy wspinacz ma ryzyko wpisane w krew. Zresztą obydwoje : Simone i Anatolij, mieli upodobanie do trudnych wyzwań, nie traktowali ich jak brawurę czy nieostrożność – po prostu uważali, że „prawdziwy alpinizm nie zakończył jeszcze swego żywota pod wpływem łatwych, komercyjnych wypraw”. A ryzyko? cóż…. jak mówi Simone:
„… lodowate tchnienie kostuchy dosięga naszego karku niepostrzeżenie, jak złodziej. Zaskakuje cię akurat wtedy, gdy jesteś przekonany, że hak wytrzyma lub kiedy zadowolony z siebie siedzisz w czterech ścianach własnego domu. „
„… istnienie czegoś nieokreślonego i niedotykalnego jest tym elementem życia, który mnie bardzo pociąga i stanowi o jego magii”.
Książka szczera i wzruszająca. Pełna emocji i napięcia przy opisie wyprawy na Annapurnę. Simone Moro wspomina człowieka który nauczył go płakać, który przede wszystkim był właśnie Człowiekiem, a na drugim miejscu dopiero – alpinistą. Cóż mogę więcej dodać… Emocje, emocje i jeszcze raz emocje…
„Kometa nad Annapurną”, Simone Moro, Wydawnictwo Stapis, Katowice 2011, stron 192.
Na pewno ciekawa książka, podobnie jak „Od początku do końca” Piotra Morawskiego.
PolubieniePolubienie
Hej :) Chciałam poinformować o przenosinach z C.S. i Absolema (niebieskagasienica.blogspot.com) na blast-and-blow.blogspot.com więc jakbyś mogła zmienić w linkach byłoby mi bardzo miło :). No i żebyś później wiedziała, że dawna C.S. to ja ;).
PolubieniePolubienie
http://pisanyinaczej.blogspot.com/2011/09/propozycja-dla-blogerow.html
Zapraszam
PolubieniePolubienie
Zbierasz te górskie książki jak paciorki na sznurku… gratuluję pasji.
PolubieniePolubienie
kultur-alnie
oj ciekawa. jak wszystkie ksiazki z górskiej półki :)
Gia
ok, dzięki za info
Agnes
:) zbieram, to prawda. Najbardziej cieszą takie wygrzebane stare wydania gdzies w antykwariatach za 2 zł… zresztą, wszystkie ciesza, W mojej bibliotece miejskiej juz chyba wszystkie przeczytałam :D teraz nie mam już co wybierać.
PolubieniePolubienie
dzięki ale nie jestem zainteresowana :)
PolubieniePolubienie
Eh, zazdroszczę Ci tych książek Stapisu… u mnie kolekcja o wiele mniejsza ;)
PolubieniePolubienie
Kukuczka nigdy nie wspinał się w Andach, w Patagonii. Zachodnią ścianę Fitz Roy złoił jeden z partnerów wspinaczkowych Kukuczki (Alpy Nowozelandzkie, Lhotse) Ryszard Pawłoski. Na Marmoladzie w Dolomitach Kukuczka zrobił pierwsze zimowe wejście, gdzie Moro miał też osiągnięcia, które wprowadziły go do czołówki alpinistycznej Włoch.
PolubieniePolubienie