Po raz pierwszy na polskim rynku pojawia się książka chilijskiego pisarza Hernana Leteliera. Urodzony w 1950 w górniczym miasteczku w Chile, przez wiele lat ciężko pracował fizycznie przy wydobyciu saletry, by w końcu zostać jednym z najbardziej znanych pisarzy. Mówi się o nim, że łączy style Marqueza, Borgesa, Llosy i Fuentesa.
Książka „Sztuka wskrzeszania” nadzwyczaj dobra satyra na religijność, pobożność i wiarę (myślę, że osoby mocno wierzące mogą poczuć się mocno urażone i zgorszone tą książką, więc lepiej żeby nie czytały dalej :)) otrzymała w 2010 roku nagrodę Premio Alfaguara de novela – przyznawaną przez wydawnictwo Alfaguara dla najlepszej powieści w języku hiszpańskim. Wysokość tej nagrody to 175 tys dolarów i rozprowadzenie danego tytułu w Hiszpanii i Ameryce.
Okładka dla polskiego wydania jest niezła, mamy spaloną słońcem pustynię, krzyże jako symbole i zwyczajnego człowieka śpiącego w starym łóżku. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że wyczerpanego po upojnej nocy. Nic w tym zdrożnego, bo główny bohater – Domingo Zárate Vega, czyli Chrystus z Elqui, uważający się za wcielenie Jezusa Chrystusa, przemierza chilijskie miasteczka robotnicze i pustynię Atacama, w poszukiwaniu kobiety swojego życia tzw. „pobożnej dziwki”.
Jest nią Magalena Mercado, mieszkanka Providencii (miasteczka zwanego potocznie Syfem), która uprawia nierząd z kim popadnie, ale co wieczór modli się do figurki Matki Boskiej Szkaplerznej, która stoi przy jej łóżku i ma wysokość 120 cm. Ideał kobiety prawda? Bogobojna nierządnica. Bo trzeba zaznaczyć że Chrystus, a właściwie pan Chrystus vel Domingo, ma dość duże potrzeby seksualne i olbrzymią chuć, szuka kobiety, która będzie dla niego spełniać wszelkie zachcianki, zarówno te cielesne jak i duchowe. A Chrystus, cóż, czasem musi sobie ulżyć masturbując się na świeżym powietrzu, bezwstydnie unosząc swą fioletową szatę chrystusową – niektórych to gorszy, innych nie. W końcu Chrystus też był człowiekiem, prawda? I to jakim!

Już na początku książki mamy ironiczny wstęp, cytat poety Nicanora Parry:
„Naszego Pana Jezusa Chrystusa nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Nasz Pan Jezus Chrystus cieszy się międzynarodową sławą, dość przypomnieć jego słynną śmierć na krzyżu oraz nie mniej spektakularne zmartwychwstanie, brawa dla Naszego Pana Jezusa Chrystusa”.
Szata Jezusa, długa broda, zamglony wzrok, kiedy nauczał stojąc na jakimś wzniesieniu, głazie, lub czymkolwiek innym (byle wyżej od ‚poddanych’), szeroko rozstawione ręce to charakterystyczne cechy jakie kojarzą nam się z Jezusem. Tutaj, dodatkowo pan Chrystus siada w pozycji lotosu i dłubie w nosie, rozdaje ulotki (!), głosi płomienne kazania do napotkanych ludzi, w których nakazuje częsty seks czyli „rozmnażajcie się by zaludnić ziemię„, zakazuje zatrzymywania powietrza w kiszkach, udaje, że uzdrawia, wygaduje banialuki i idiotyzmy, które śmieszą jego samego. Niemniej jednak większość ludzi pragnie dotknąć jego szaty, ucałować palec, zobaczyć go chociażby z daleka. Wiara ich jest tak silna, że nie zwracają uwagi na słowa i na głupoty jakie pan Chrystus wygaduje. To szaleniec, który wywołuje prawdziwe zamieszanie w okolicznych miasteczkach, a dodatkowo poznając wreszcie Magalenę, zamierza uczynić z niej swoją uczennicę i wspólnie głosić koniec świata. To dopiero jazda!
Jak wygląda pierwsze spotkanie Chrystusa i Magaleny? „Magalena, na kolanach przed Chrystusem z Elqui, zdawała się gorąco żałować za grzechy”. Mieszkańcy Syfu nazywają Magalenę „kurwą-dewotką”, a mieszkającego z nią dona Anonima – Szaleńcem z Miotłą (gdyż jego misją, jest pozamiatanie pustyni Atacama). Sami szaleńcy w tym dziwnym spalonym słońcem i śmierdzącym miasteczku. Do tego dochodzi jeszcze przybyły prorok, który już będąc dzieckiem widział na niebie apokaliptyczne wizje, a w chmurach „promieniującego wieczną chwałą Boga”. Mamy też… kurę, która odegra ważną rolę (nie na darmo pojawia się na okładce). Jak więc potoczą się dalej losy Domingo i Magaleny?
Cała ta książka to absurdalna, satyryczna kpina z ludzkiej ślepej naiwności. Ośmieszająca dewotyzm, ironizująca z wszelkich wymyślnych dziwactw kościoła, mądra, napisana z humorem, jaki lubię. Głosząca, że we wszystkim ważny jest umiar.
Pozycja jak dla mnie oryginalna i genialna, a polecam osobom mającym faktyczny dystans do pewnych spraw, lubiącym swego rodzaju realizm połączony z wariactwem, nie bojącym się sięgnąć po książkę, która dla jednych może być obrazoburczą ;) a dla innych – mądrym przesłaniem.
„Sztuka wskrzeszania”, Hernan Rivera Letelier, Wydawnictwo Muza, 2011, stron 248.
Ja proponuje w ramach promocji tych naszych megalomańskich blogów, wysłać książkę do Prezesa i do Ojca Dyrektora… Co ty na to? :-)
PolubieniePolubienie
Krzysiu, nie prowokuj ;))
PolubieniePolubienie
Mnie już nie obrusza ;]- Tak sobie myślę, że ludzi wierzących powinna bardziej denerwować hipokryzja Hołowni, który pisze jedną za drugą książkę o wierze, podczas gdy w kuluarach od lat wiadomo, że koleś ateista X,DDD Pozdrawiam :)
PolubieniePolubienie
Ja sie w ogóle nie orientuję jesli chodzi o pana Hołownię, więc nie mam pojęcia jakie głosi poglądy i o czym pisze w swoich ksiązkach. Nigdy ich nie czytałam. Myslę, że wierzący człowiek, tak naprawdę mocno wierzący, inteligentny, nawet jesli przeczyta tą książkę Leteliera, to ją odpowiednio zrozumie. Trzeba po prostu do pewnych rzeczy miec duży dystans. Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
W naszym kraju książka albo przejdzie bez echa, albo media nakręca fanatyczną sicz na bojkot tej powieści. Jak dla mnie zapowiada się ciekawie – lubię dzieła, w których obala się skostniałe idee, autorytety czy choćby głupie stereotypy.
Co do okładki – lepsza oryginalna – bardziej wymowna, choć w polskim wydaniu zmieniono ją zapewne z powodu poprawności politycznej (jak ja nienawidzę poprawności politycznej – istny wynalazek neofaszystów czyli tzw. tolerastów – tak naprawdę nie chodzi w niej o nieobrażanie czyiś tam uczuć, ale o zamkniecie ust ludziom myślącym, konkretnym i nie bojącym się krytykować każdego gó#$@ które się im wciska pod szyldem rzekomego postępu – sorry, popłynąłem, a miał być krótki nawias :P)
Pozdrawiam i gratuluję ciekawej recenzji :)
PolubieniePolubienie
Wiesz, ksiązka jest naprawdę bardzo bardzo oryginalna, jesli jak mówisz lubisz obalanie skostniałych idei to bardzo polecam. Dla mnie rewelacja pod tym kątem.
Okładka oryginalna też mi się bardziej podoba, tylko faktycznie pewnie u nas by to nie przeszło. Wiadomo jaki mamy kraj….podejscie,.. Twój długi nawias dotyka tego problemu.
Pozdrawiam weekendowo, bo jak się dzisiaj dowiedziałam, że mam pracować do 67 lat to muszę intensywnie wypoczywać w weekendy i długo spać, co niniejszym czynię, czyli mykam do wyra.
:))
PolubieniePolubienie
Haha, to chyba przeznaczenie, że ta książka od Muzy nigdy do mnie nie dotarła ; ) Cóż, czasami się zdarza ; )
A tak na poważnie – ostatnio rzadko komentuję wpisy na blogach (nie znajduję odpowiednich słów), ale czytałam jakiś czas temu Twoją recenzję (w ogóle, Mary, coraz ciekawiej piszesz o książkach! xDD) i zaintrygował mnie ten utwór jeszcze bardziej…
Pozdrawiam serdecznie!^^
PolubieniePolubienie
:) też rzadko komentuję… ale dziękuję za miłe słowa.
A książkę, może jeszcze dostaniesz? Widać skonczyły się egzemplarze i może czekają na dosyłkę
PolubieniePolubienie
Cała przyjemność po mojej stronie.^^
Nie wiem, to już dawno było (^_-)
PolubieniePolubienie