„Kosmiczne marionetki” Philip K. Dick

Wyobraźcie sobie, że po 18stu latach wracacie do miasteczka, w którym się urodziliście i z którego macie mnóstwo cudownych wspomnień z dzieciństwa. Wracacie, bo akurat przypadkiem jesteście w okolicy i najzwyczajniej w swiecie chcecie odwiedzić stare kąty, zobaczyć swój własny rodzinny dom, zżera Was ciekawość czy poznacie któregokolwiek z mieszkańców, czy oni w ogóle jeszcze żyją, czy Was poznają? Wjeżdżacie do miasteczka Millgate jak Ted Barton mając w kieszeni pamiątkowy srebrny kompas od ojca. Okazuje się, że miasteczko jednak jest zupełnie obce, ulice nie nazywają się tak jak zapamiętaliście, mieszkańcy nie kojarzą w ogóle nazwiska Barton, a w starych kronikach istnieje wzmianka o tym, że mając 9 lat zmarliście na szkarlatynę. Nic się nie zgadza a srebrny kompas zmienia się w kawałek czerstwego chleba.

Ted Barton za wszelką cenę chce zrozumieć sytuację. Zostawia więc żonę w hotelu w innym mieście, a sam wynajmuje pokój w pensjonacie w Millgate. Synek właścicielki  pensjonatu – Peter, zadaje mu bardzo dziwne pytanie:

„- Jak Pan przeszedł? – zapytał – Większość ludzi nie przechodzi. Musi być jakiś powód.
– Przeszedł? –  powtórzył zaskoczony Barton – Przez co?
– Przez barierę.”

Chłopiec jest inny niż dzieci w jego wieku. Jest bardzo inteligentny. Wspomina coś o tajemniczych postaciach widocznych zza wzgórza, wykrzykuje do Bartona „Wiem kim jesteś naprawdę”. To chłopiec który coś wie i z czymś walczy, a dodatkowo potrafi ożywić ulepione z gliny ludziki.

Dlaczego mieszkańców miasteczka nie dziwią duchy? Mówią, że są tu obecne od zawsze, dlaczego nie dziwi ich, że przechodzą przez ściany, przez nich, przez przedmioty. Nazywają ich Wędrowcami, ale nie potrafią zrozumieć skąd się wzięli. „Wydaje mi się, że Wędrowcy byli zawsze – przytaknął doktor Meade pykając cygaro – To zupełnie naturalne. Co w tym dziwnego?”  Mieszkańcy uważają, że ich miasteczko jest jak najbardziej typowe, zwyczajne, nie dzieje się w nim nic niezwykłego. A Barton jest w szoku. Dodatkowo nikt, prócz Petera, nic nie wie o żadnej barierze. Każdy żyje sobie szczęśliwie, błogo i spokojnie zajmując się własnymi sprawami: sklepikarz, lekarz, bibliotekarka i inni. Najzwyczajniejsi ze zwyczajnych. Prości i sympatyczni ludzie. Jest jednak dwójka dzieci wiedzących coś więcej, wspomniany Peter, oraz Mary, która potrafi rozmawiać z pszczołami.

Świat Teda ze wspomnień zniknął. Tylko czy faktycznie? Czy może tylko został przykryty całunem iluzji jak czarną mgłą?

Więcej nie zdradzę, bo i po co. Czy ta historia jest zwyczajną fantastyczną opowiastką nie mającą drugiego dna? Wątpię – znam nieco twórczosć Dicka i wiem, że zawsze w jego książkach jest coś dodatkowego. Jakieś poszukiwanie prawdy o naturze człowieka, naturze rzeczywistości, złudzeniach, iluzjach. O tym jak dziwnie skonstruowany jest ten świat, o tym co jest czym naprawdę, a co nie istnieje?

Tutaj Dick, według mnie, pokazuje jak łatwo jest zapanować nad ludzkim umysłem, jak łatwo jest z człowieka zrobić marionetkę i jak ciężko jest potem takiej marionetce na powrót stać się niezależną jednostką, uwolnić się spod wpływu narzuconej rzeczywistości, kompletnie zmanipulowanej. Każdy człowiek przecież chce być wolny. Tylko że …  trzeba być świadomym swojego zniewolenia, aby do tej wolności dążyć i odrzucić narzuconą kontrolę. Czasem przydałby się taki Czasowy Odwracacz, przy pomocy którego jeden z mieszkańców Millgate na kilka minut przywracał stan rzeczy sprzed 18 lat. Tylko na kilka minut, na więcej brakowało mu siły. A więc siła /wiara /wola /chęć – oto co powinno nam pomagać. Ważna jest walka. Również o własną świadomość istnienia. Nie można biernie się poddawać, kierować wygodą czy strachem przed Zmianą. Należy próbować usuwać czarną mgłę, chociaż to cholernie trudne, ale nawet jeśli uda się to na 10 minut – to warto. Myślę, że to chciał przekazać Dick w „Kosmicznych marionetkach” – pokazać niejako walkę dobra ze złem.

„Z jednej strony sterylna ciemność, cisza, zimno, bezruch i śmierć. A z drugiej – płomienne ciało życia. Oślepiające słońce, narodziny, tworzenie, świadomość i trwanie. Kosmiczne bieguny”.

Należy pamiętać, że zawsze można znaleźć wyrwę w ‚barierze’ i ją przekroczyć, nawet jeśli mamy przed sobą rów bez dna. A jeszcze lepiej, gdy ma się ku temu sprzymierzeńców, bo im więcej chętnych, tym większe powodzenie, nawet jeśli walka dobra ze złem będzie trwała wiecznie, w innym miejscu, w innym wszechświecie.

Philip Kindred Dick, „Kosmiczne marionetki”, Wydawnictwo Zysk i S-ka 1998, stron 144.

9 myśli na temat “„Kosmiczne marionetki” Philip K. Dick”

  1. Jak ja lubię, jak Ty piszesz o książkach… Ta jest taka…. wywarła na mnie wrażenie, jakby to powiedzieć…. niby wszystko jest normalne, ale przez to że nie jest, a mieszkańcom wydaje się, że jest (no i to dziecko, które tyle wie) to panuje taka aura podskórnego niepokoju. Coś jak zapach, którego się nie wyczuwa, ale on jest i się sączy… Takie… coś. A końcowe Twoje przemyślenia – zgadzam się całkowicie :).

    Polubienie

  2. P Dick :) Polecam również Arthura C. Clarke, a także konkretnie już trylogię „Ku Gwiazdom” (ciekawa wizja przyszłości, która nam zagraża, akcja, romans, wygnanie) Harry’ego Harrisona.

    Heinlein i Assimov też nieźle piszą.

    A na deser znakomita powieść Orsona Scotta Carda „Gra Endera”

    Polubienie

  3. nooo a co się potem dzieje,.. to dopiero kosmos :) polecam. faktycznie jest ten podskórny niepokój, zresztą w wielu książkach Dicka podobnie.
    Co do tych moich przemyslen,cóż, tak odebrałam, a czy słusznie nie wiem :)))
    W każdym razie lubię takie opowiesci, bo człowiek niby czyta cos co jest jakies nie z tej ziemi ale z aktualnymi zachowaniami ludzkimi ma wiele wspólnego.
    No i dzięki za miłe slowa, fajnie że lubisz czytać, milo wiedzieć że nie pisze się do ‚sciany” :D Pozdrawiam

    Polubienie

  4. oooj az tak daleko jak cyperpunk to raczej nie sięgam :))) Generalnie nie czytuję fantastyki tak często jak bym chciała, ale Dicka akurat bardzo lubię. Chciałam kiedys siegnac po Lema ale niekoniecznie mi wyszlo. Moze za jakis czas. bardzo chciałabym przeczytac „dzienniki gwiazdowe” i „solaris”.
    A nazwiska – dzięki, zanotowalam, może cos popróbuję :)

    Polubienie

  5. Jak dla mnie Lem jest beznadziejny. Akcja ciągnie się jak guma do żucia (kto normalny opisuje na kilkanaście stron debatę o tym jak naprawić reaktor, czy nic nie wnoszącą dysputę na temat planu działania grupy, opierająca się o dylemat – ” idziemy w prawo czy w lewo?”).

    Krótko mówiąc – Lem chce być filozoficzny, czasem naukowy ale wychodzi mu w praktyce nudne smęcenie. Cierpi na kompleks Tolkiena (przerost formy nad treścią) – piszę to zdanie z całą świadomością, że co drugi, wchodzący tu będzie chciał mnie zabić, ale taka prawda. Żeby mnie źle nie zrozumiano odnoście pana Ronalda – facet stworzył dzieło bez wątpienia wybitne i wartościowe, ale moim subiektywnym odczuciu w kwestii motywów czy rysu postaci prymitywne. Dobra, nie będę wgłębiał się w temat, bo nie o fantasy tu miało być a o SF :P

    Wracając do Lema. Spróbuj, zobacz sama – może to kwestia gustu. Może Tobie akurat podejdzie.

    Z Polskich współczesnych autorów mocno chwali się Dukaja, ale nic Ci na temat jego twórczości nie powiem, bo niczego nie czytałem. Jedyne co wiem, to to że jest bardzo trudny w odbiorze, ale ponoć przy tym genialny. Lem mnie osobiście rozczarowuje. Próbowałem kilku podejść – wniosek końcowy: nie trawię go. Zagraniczni pisarze są o niebo lepsi w głębokim w przekazy SF.

    Harry Harrison powinien Ci się spodobać jeśli lubisz P. K. Dicka. W jego powieściach nie ma przesadnie hardcorowej terminologii i właściwie nawet osobie niezaznajomionej z SF powinno się go dobrze czytać, niczym bardzo dobrą powieść przygodową.

    Ech rozpisałem się, ale akurat fantastyka wszelkiej maści, to mój ulubiony gatunek literacki :P

    Powodzenia i miłej lektury ;)

    Polubienie

  6. Ciężko mi się wypowiadać na temat Lema bo tak naprawdę nic nie czytałam jeszcze, prócz Bajek Robotów w szkole :)) a to było już hektar czasu temu i nic z tego nie pamiętam. Każdy ma prawo do własnej opinii, dobrze że napisałes swoją, zawsze to dobry pretekst do dyskusji, która może się rozwinie, z tym że bez mojego udziału bo ja niewiele w tym temacie wiem.
    Co do Harrisona – dzięki, nie znałam tego nazwiska. Może poszukam w biblio cos.
    Dukaj – wiem, że ma objętosciowo dosc ‚ciężkie’ książki, co pewnie też przekłada się na tresc, no ale też nic nie czytałam i poki co jakos mnie nie ciagnie.
    Za dużo jest pozycji które chciałabym przeczytać a ciągle mało czasu, siły itp. No ale staram się czytać to co lubię, nie zmuszając się do niczego i z reguły mam tak, że jak mi cos nie podchodzi to tego nie męczę, szkoda czasu.
    Wiele gatunków mnie ‚kręci’ a teraz akurat mam ‚zajawkę’ na klasykę i na fantastykę w stylu Dicka własnie (w jego przypadku to bardziej odswieżenie, czytając wiele lat temu niewiele rozumiałam, do pewnych książek trzeba po prostu dojrzeć”.
    pozdrawiam :)

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.