„Zew natury. Moja ucieczka na Alaskę” Guy Grieve

Dawno nie czytałam książki, która by mnie tak wzruszyła i powodowała wypieki na twarzy podczas lektury. Nie umiem chyba nawet o niej napisać. Bo jak napisać o szaleństwie?

Czasem chciałoby się rzucić wszystko w diabły, wyjechać, zniknąć, zamieszkać w głuszy i żyć sobie spokojnie w zgodzie z naturą, nie stojąc codzień w korkach i nie pracując w znienawidzonym biurze, gdzie ciągle te same twarze przewracające nerwowo oczami, z którymi nie ma się wspólnego języka. Nie gonić za pieniądzem, nie zajmować się trywialnymi sprawami, tylko żyć pełną piersią. Myślicie, że to łatwe? Łatwe jest marzenie. Realizacja nieco trudniejsza, a konsekwencje tejże realizacji to prawdziwe wyzwanie.

Guy Grieve jest Szkotem, który postanawia zmienić swoje życie, wyjeżdża na rok na Alaskę, do interioru celem zbudowania tam chaty i odcięcia się od nudnej rzeczywistości. Zostawia żonę i dwóch synów (oczywiście za ich zgodą i pełnym zrozumieniem). Początkowo wydaje się to zuchwałe i egoistyczne z jego strony, bo to takie nieco samcze prawda? Jak można zostawić rodzinę i zniknąć na rok, powiecie. Macie prawo. Tylko, że kwestią tutaj jest akceptacja wolności niezbędnej człowiekowi do szczęśliwego funkcjonowania. To cholernie trudne, bo szczególnie kobieta lubi, kiedy się nią mężczyzna opiekuje, kiedy ma w nim wsparcie i kiedy może w każdej chwili na niego liczyć. Czasem kobiety ‚wieszają’ się na mężczyźnie tłamsząc go totalnie, czego nie trawię. Zresztą ja też nie lubię, kiedy zabiera mi się mój margines jako takiej niezależności, która przecież de facto i tak nie istnieje, jeśli już patrzeć szerzej. Sztuką jednak jest ogromną nie zabieranie mężczyźnie tej przestrzeni, której on potrzebuje. Tak samo jest w przypadku żon alpinistów, podróżników i innych podobnych egzemplarzy marzących o spełnianiu się w różnych dziedzinach. A Guy? On szukał nowego życia. A może nie tyle nowego co chciał odmienić stare, by żona i dzieci mogły być z nim szczęśliwsze. Szczerze przyznajmy, że każdy z nas musi być czasem egoistą. Wstyd nam się przyznać, ale często mamy dość ludzi, nawet tych bliskich i w skrytości ducha chcemy od nich uciec. Podobnie z pracą. Wolimy marudzić zamiast coś zmienić. Oczywiście, nie każdy ma odwagę, nie każdy ma pieniądze nawet na zebranie niezbędnego wyposażenia do takiej wyprawy, nie każdy potrafi zaryzykować – tyle że wtedy kisi się we własnym sosie.

„Tak wiele naszych wrodzonych instynktów tłumionych jest przez społeczeństwo, a w codziennym życiu kierujemy się w dużej mierze błędnymi celami, narzuconymi nam przez innych. Nawet w dzisiejszych czasach, przy całym postępie technologii i rozwiniętej kulturze, wciąż musi być ważne, by przynajmniej raz na jakiś czas znaleźć dzikie miejsce, gdzie ziemia i zwierzęta, które je zamieszkują, mówią najgłośniej, a słońce i księżyc dyktują rytm życia. Jedynie w ten sposób będziemy pamiętać, gdzie jest nasze właściwe miejsce w porządku rzeczy”.

„Niekiedy warto więc odmówić bycia racjonalnym i odwrócić się od wszystkiego, co narzuca nam społeczeństwo. Niezależnie od tego, czy nasze przeznaczenie znajduje się na przeciwległym krańcu świata, czy w drugim pokoju, pewne jest tylko to, że życie mamy jedno i że należy ono do nas”.

Kiedy Guy wyjedzie na Alaskę i zamieszka w ogromnym lesie, gdzie żyją niedźwiedzie i wilki, będzie musiał walczyć o przetrwanie, bo takie oderwanie się od rzeczywistości wielkiego miasta to nie sielanka. To nie jest kwestia przywleczenia ze sobą góry jedzenia, książek, namiotu i odpoczywania wsłuchując się w ciszę i śpiew ptaków. To ciężka walka o życie. Zapasy jedzenia kiedyś się kończą, trzeba byłoby coś zabić, np. bobra, czy wiewiórkę. Znane są przypadki kiedy ludzie zjadali własne psy. Wiosna w namiocie czy lato ujdą, ale zima? przy -50 stopniach? Kwestia wybudowania chaty, wykarczowania szlaku w lesie, wycięcia przynajmniej 50 drzew aby zrobić z nich bale, okorowanie ich, bo bale z korą nie nadają się do budowania domu. Kora jest pełna korników a pod korą soki żywiczne spowodują, że drewno przy najmniejszym opadzie deszczu zgnije. Czy wiecie ile to wymaga siły, wyrzeczeń, skaleczeń, myślenia i główkowania co po kolei, jak najlepiej zrobić, dlaczego w takiej a nie innej kolejności. Guy napotka oczywiście rodzinę, która udzieli mu pomocy na samym początku i która będzie go wspierać, ale …. ta rodzina mieszka kilometry dalej od jego ‚obozu’. Nie ma zasięgu, nie ma samochodów – jest dzikość, głusza, niebezpieczne zwierzęta, nie ma nawet ścieżek, dróg – trzeba zrobić wszystko SAMEMU. Wiecie jaka to mordęga? Gdyby nie towarzysz Guy’a – pies Fuzzy można byłoby oszaleć. Podziwiam tego człowieka, ogromnie z całego serca podziwiam za upór, za wytrwałość, za cholerną pokorę przez duże P, za odwagę i za konsekwencję mimo wielu porażek i mimo zdawania sobie sprawy, że człowiek wobec takiego ogromu natury i siły jaką ona reprezentuje, jest małym pieprzonym pyłkiem, który nie ma nic do gadania.

O tym jak wiele znaczą proste przyjemności, ciepłe schronienie, porcja strawy, gorąca kawa – nie wiemy tak naprawdę. Nie nosimy codziennie wody, nie kombinujemy jak ją uzdatnić do picia, nie wstajemy w nocy co 4 godziny by napalić w piecu i nie zamarznąć, nie martwimy się o odmrożenia, o to że nie mamy co jeść, w czym się umyć …. Nie musimy. Guy chciał. Na własne życzenie ocierał się o śmierć. Nauczył się nawet powozić psim zaprzęgiem, co wbrew pozorom wcale nie jest takie łatwe. Nauczył się współżyć z naturą, akceptować ją i szanować. Wrócił po roku do rodziny, mądrzejszy, silniejszy, bardziej doceniający życie. Bo mamy je tylko jedno, a boimy się je przeżywać.

To jedna z najlepszych książek, jakie udało mi się przeczytać. To niesamowita lekcja życia i współżycia, nie tylko z naturą, ale też z samym sobą.

„Po wielu latach, z twarzą przez zmarszczki zoraną,

Opowiem to z westchnieniem i mglistym morałem:

Zdarzyło mi się niegdyś ujrzeć w lesie rano

Dwie drogi: pojechałem tą mniej uczęszczaną – 

Reszta wzięła się z tego, że to ją wybrałem”

(Fragment wiersza Roberta Frosta „Droga nie wybrana” w przekładzie Stanisława Barańczaka).

„Zew natury. Moja ucieczka na Alaskę” Guy Grieve, Wydawnictwo Dolnośląskie 2010, stron 550.

5 myśli na temat “„Zew natury. Moja ucieczka na Alaskę” Guy Grieve”

  1. No proszę, jedna z moich ulubionych książek. Gość rzeczywiście był niesamowity, a najbardziej niesamowite było to, że mu się udało ;)

    Polubienie

  2. :) ja caly czas jestem pod ogromnym wrażeniem jego determinacji. Szczególnie majac na uwadze tego drugiego kolesia który w tym samym czasie probował zrobić to samo co Guy, a po krótkim czasie go zabrali helikopterem wycienczonego prawie że, na szczescie ze zauważyli jego SOS z patyków… ech

    Polubienie

  3. polecam „Wszystko za życie” – zarówno film jak i książkę (ale w odwrotnej kolejności lepiej ).
    „Zew natury” czytałam w okrojonej wersji Reader’s Digest, ale też zrobiła wrażenie – i zostawiła też myśl o tym, jak bardzo obecnie świat człowieka „drenuje” z energii, zapału, chęci do działania i rozwijania się, że czasem niektórzy potrzebują takich ekstremalnych sytuacji by wrócić „do siebie”.

    Polubienie

  4. Oj tak, „Wszystko za życie” znam, niestety to jest z kolei opowiesc przykra w skutkach. Mocno wzruszająca i o takim totalnym pragnieniu niezaleznosci…. Muzyka z filmu jest jedną z moich ukochanych scieżek dźwiękowych.

    „Zew natury” robi wrażenie to prawda, zastanawiam się jak wielu z nas (bo na pewno pragniemy tez często takiej odskoczni, próby) dałoby rade…

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.