Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zobaczyłam obrazy Zdzisława Beksińskiego, poczułam jakby wyjął je z mojej głowy. To było dawno temu. Teraz ten mrok nieco się rozjaśnił niemniej jednak abstrakcja i wizjonerstwo malarza są mi bardzo bliskie. Szeroko pojęty mrok, groza, motywy śmierci i halucynacje senne – to wszystko jest tak przerażające w twórczości Beksińskiego, ale zarazem fascynujące. Kiedy jakiś czas temu otwarto muzeum w moim mieście, oczywiście byłam jedną z pierwszych osób, która je odwiedziła. Jest w nim około 50 obrazów i ponad 100 rysunków z wczesnej młodości autora. Patrzyłam jak zahipnotyzowana na te wszystkie trupie ciała, motywy krzyża jakże powszechne u Beksińskiego (sam nazywa je swego rodzaju ‚wieszakami’ na których znajdują się emocje), ogromne przestrzenie z jakże małą postacią człowieka – wszystko w ciemnych barwach, mrocznych, strasznych, pokazujących małość człowieka, jego bezsens i zagubienie, a wreszcie fakt, że każdy z nas jest w zasadzie tylko wieszakiem (szkieletem) emocji, które u kresu życia stają się tylko pełnym bruzd ciałem, po to by w końcu stać się tylko i wyłącznie kościotrupem.
O swojej twórczości mówił: „Nigdy nie zadaję sobie pytania „co to znaczy”, ani w odniesieniu do moich obrazów, ani do cudzych. Znaczenie jest dla mnie całkowicie bez znaczenia. Jest tyle warte, ile smak czekolady w opisie literackim”. Z drugiej strony, malarstwo staje się dla niego metodą utrwalania snów i marzeń sennych, wielu zastanawiało się w jakim to obłędzie musi ten człowiek żyć, jeśli ma takie sny jak na obrazach. Jego śp. syn, Tomasz Beksiński w pewnym wywiadzie wyemitowanym kiedyś w telewizji (program „Wywiad z wampirem”) powiedział, że wolał jednak wcześniejszy okres malarstwa swojego ojca, kiedy skupiał się bardziej na widokach i pejzażach aniżeli na tych wszystkich trupach, czaszkach, oczodołach, szkieletach splątanych w erotycznych uściskach itp.
Beksiński powiedział też kiedyś coś, o czym ja zawsze po części marzyłam, jako, że sny to coś niezwykłego, zawsze chciałam móc je sfotografować. Podobnie Beksiński „Pragnę malować tak, jakbym fotografował sny. Jest więc to z pozoru realna rzeczywistość, która jednak zawiera ogromną ilość fantastycznych szczegółów. Być może u innych ludzi sen i wyobraźnia działają w odmienny sposób – u mnie zawsze są to obrazy z reguły naturalistyczne, jeśli idzie o światło, cień i perspektywę”.
Mówi się, że Beksiński odzwierciedlał w swoich obrazach poniekąd nieświadomy lęk, niepewność, brak poczucia sensu życia, grozę istnienia, strach przed śmiercią (a zarazem próbę oswojenia jej), samotność. Stracił przecież ukochaną żonę, stracił jedynego syna, który również zafascynowany mroczną stroną życia, nie umiał się w nim odnaleźć i popełnił samobójstwo w Wigilię 1999 roku.
Otrzymałam od wydawnictwa Bosch wersję elektroniczną (szkoda) albumu o Zdzisławie Beksińskim, wydanym na okoliczność otwarcia 18 maja nowej galerii w muzeum jego imienia w rodzinnym Sanoku, która przekrojowo pokazuje twórczość artysty, począwszy od fotografii, od jakiej zaczynał, poprzez szkice, rysunki pełne sadyzmu, erotyzmu, aż do obrazów w których znajdujemy odniesienia do mistycyzmu, fantastyki, czy szeroko pojętego wizjonerstwa. Twórca starał się nigdy nie nadawać tytułów swoim obrazom, oddając interpretację odbiorcom.
Jak pisze autor albumu, pan Wiesław Banach: „ To, co widzimy w jego obrazach jest tożsame i zarazem nie jest tożsame z tym, co widzą nasze oczy. Postać nie jest człowiekiem, katedra nie jest katedrą, nawet cierpienie i samotność, których się tam dopatrujemy, nie są cierpieniem i samotnością, lecz może raczej tylko ‚snem we śnie’, a budząc się, pozostajemy w rzeczywistości tyle tylko, że innego snu”. Zupełnie jak w filmie „Incepcja” jeśli ktoś oglądał.
Album również dostarcza nam nieco wiedzy z życia malarza, ale głównie jest to próba odgadnięcia tajemnicy jaka drzemała w Beksińskim, próba rozgryzienia jego obłędu poprzez przekrojowe przedstawienie jego twórczości i atmosferę obrazów. Szkoda, że tajemnicze i mroczne życie malarza zostało zakończone tak głupio i gwałtownie. Dla bodajże 200 złotych zamordował go znany mu młody człowiek.
Kochał Sanok. Sanok kochał Beksińskiego. Na koniec wspomnienie z miasteczka, jakie twórca opisał w maju 1999 roku:
„Wędrowanie rankiem w niedzielę po pustym Sanoku (wszyscy byli chyba na mszy o godzinie 9), było jakby wędrowaniem po własnym śnie. Często ta sanocka sceneria występuje w moich snach ale zawsze inna od zapamiętanej. Teraz też było wszystko inne, bo uległo przebudowie i gdzieniegdzie prześwitywały jeszcze fragmenty starego. To spowodowało, że był to właściwie sen na jawie, bo odbierałem to jak krajobraz ze snu. W zupełnej pustce jakaś potwornie gruba baba (jak balon) w buraczkowym dresie i z kalekimi nogami, czy też jedną nogą bez stopy (nie przyglądałem się), stojąca na przystanku autobusowym w kierunku Olchowiec, dodawała całości atmosfery ze snu”.
Przebogata wyobraźnia, totalne szaleństwo… Album w wersji normalnej w całym tym chorym szaleństwie musi być piękny. A może to nie szaleństwo? Może to prawda? Może po prostu tą obdartą z lukru prawdę i grozę widzą wybrani?
Zdzisław Beksiński 1929–2005, Wydawnictwo Bosch 2012, stron 288.
Wiesław Banach (tekst)
prof. Władysław Pluta (proj. graf.)
Joanna Kułakowska-Lis (red.)
Teresa Bałuk-Ulewiczowa (tłum.)
(obrazy w notce pochodzą z różnych stron www).
W Sanoku można przekroczyć granicę. Tłukliśmy się naście godzin pociągiem, żeby choć na kilka chwil obcować bezpośrednio z obrazami Beksińskiego. By „na żywo” zobaczyć ulubiony obraz, i wbrew zakazowi, dotknąć. Niesamowite, jak jego wizje nikogo nie pozostawiają obojętnym.
PolubieniePolubienie
A właśnie, to wyżej to byłam ja ;))
PolubieniePolubienie
też marzy mi się wizyta w Sanoku…
PolubieniePolubienie
Świetna relacja, Mary. Cenne!
PolubieniePolubienie
Dziwne, ale przyciągające wzrok. Nie dziwię się, że to hinotyzująca wystawa…
Jesteśmy wieszakami? No tak… doskonale to rozumiem.
Pozdrawiam mocno.
PolubieniePolubienie
chciałam tylko dodac/sprostowac ze to nie jest moja relacja z jakiejs wystawy, to jest ogolny spis wrażeń sprzed lat + opinia o albumie o Beksinskim. Zdjecia wlepilam dla zilustrowania, natomiast poza wystawą w moim miescie, galerii w Sanoku nie odwiedziłam.
Chciałabym, ale to dosc daleko, może kiedys sie uda.
PolubieniePolubienie
aha, rozumiem^^”
PolubieniePolubienie
:) no wydawało mi się to raczej jasne :))))
PolubieniePolubienie
pozdrawiam Cię też i zazdroszczę morza, widizalam u ciebie :) fotki
PolubieniePolubienie
A widzisz, to zdanie: „Kiedy jakiś czas temu otwarto muzeum w moim mieście, oczywiście byłam jedną z pierwszych osób, która je odwiedziła.” przekonało mnie o nieco innym charakterze wpisu ; ) Nie miałam o nowej ekspozycji (majowej, sanokowej) ani uzupełniających informacji.
PolubieniePolubienie
Luiza – no faktycznie mogło to być mylące :))) Luzik Luizo :D Z drugiej strony pamiętam zdanie z filmu Twin Peaks „nic nie jest takie jak się wydaje” ;DD
PolubieniePolubienie
No, wiadomo, ja w Sanoku nie raz byłam, nową galerię też widziałam! ;))
I to chyba nieliczny powód mojej radości, że mieszkam w Rz.
Dobrze napisałaś! Podoba mi się. O Beksińskim mówić nie muszę, bo wiesz, że też ogromnie cenię sobie jego malarstwo. Wolę w milczeniu patrzeć na obrazy. Choćby tu kilka:
http://beksinski.eu/pl/
i tu całkiem sporo: http://beksinski.dmochowskigallery.net/
PolubieniePolubienie
:) No tego akurat Ci zazdroszczę, bo masz blisko, chociaż co do RZ.byłam raz, bodajże gdzies w rynku i podobało mi się..
Linki znam – a z tej galerii Dmochowski – to własnie z ich kolekcji sa obrazy u mnie w Cz :)))
PolubieniePolubienie