„Niech to się nigdy nie kończy” Ake Edwardson

Ake Edwardson nie jest może pisarzem rewelacyjnym, wiele można by mu zarzucić, na przykład to, że język jego powieści jest dość prosty, książki czasem są przegadane, a bohater Erik Winter bywa bufonem, ale.. ogromnie lubię jego kryminały. Zbieram wszystkie tomy, bo wciągają w sposób zupełnie zadziwiający. Ponad 300 stron przeczytałam praktycznie jednym ciągiem, co pomimo zmęczenia całym tygodniem, było dla mnie nie lada wyczynem. Zasypiałam mając niedosyt, będąc gdzieś na 150 stronie, a po przebudzeniu ten niedosyt zaspokoiłam. Edwardson tak właśnie pisze. Tak, że nie chce się przerywać, bo ciekawość co będzie na następnej stronie, wręcz pożera.

W „Niech to się nigdy nie kończy” mamy bardzo upalne lato w Goteborgu. Ubrania lepią się do ciała, lody topią w sekundę, same już poranki z 30-stoma stopniami Celsjusza to rzadkość w Szwecji. Nikomu nie jest z tym dobrze, do tego trwa sezon urlopowy więc policjantów jak na lekarstwo, a w miejscowym parku zostaje napadnięta i zgwałcona młoda dziewczyna. Śledztwo ruszy z kopyta w momencie, gdy Winter dopatrzy się powiązania ze sprawą, którą prowadził 5 lat temu. Do tej pory nie znaleziono sprawcy tamtejszej zbrodni, a metoda jaką posłużył się sprawca teraz, jest analogiczna. Czyżby to był ten sam człowiek?

Mało tego, chwilę po napadzie na dziewczynę, dochodzi do kolejnego na inną dziewczynę. Tym razem, ze skutkiem śmiertelnym. Obydwie są w podobnym wieku, na pozór nic je nie łączy, poza tajemniczymi zdjęciami, jakie przypadkiem wpadną ręce komisarzowi. Co dalej? Dalej jest już tylko lepiej. Może nie tyle dla bohaterów, co dla czytelnika, bo akcja się rozkręca i zaskakuje.
Autor prowadzi nas ciemnymi schodami, po omacku, można złapać się tylko szklanych kiczowatych winogron powieszonych na ścianie, i tylko jeśli uda się wytężyć wzrok, wówczas dostrzeże się chory ludzki umysł, ale trzeba się postarać, bo inaczej można tylko dostać w głowę od tyłu i już nic nie zapamiętać.

„Fałszywe tropy. Ślepe zaułki. Raz za razem. W końcu zaczyna brakować zaułków, w które można by wejść. Ale jeśli się ciężko pracuje, powinien znaleźć się ten jeden, ostatni trop, którym można pójść i który prowadzi dalej. Właśnie takiego tropu szukali cały czas. Na tym polegała ich praca. Tropić ślad choćby do samego piekła, jeśli tam jest odpowiedź. Nie na wszystko oczywiście, bo taka nie istnieje, pomyślał Winter. Rzadko znajduje się wyjaśnienie. Bo też rzadko udaje się wyjaśnić ludzkie sekrety. Komu się udało zrozumieć życie? Przecież w gruncie rzeczy nie da się go w żaden sposób podsumować. Kończy się, ot tak, dla wielu za wcześnie, znika niczym słońce zepchnięte z nieba”.

Edwardson wprowadza też nieco osobistych wątków. Eric już nie jest takim bufonem jak w poprzednich częściach, jest za to pochłonięty pracą, przez co nieco zapomina o dziecku i swojej partnerce. Dodatkowo jest podenerwowany, bo próbuje rzucić palenie co mu nie wychodzi.
Jego przyjaciel z policji, Halders, traci w głupim wypadku byłą żonę i zostaje sam z dwójką dzieci, co wzmaga u niego szeroko pojętą złość na beznadziejność świata i krążących wokół psychopatów. Eric nie dość więc, że sam próbuje ułożyć jako tako domowe życie, to jeszcze martwi się o przyjaciela. Zresztą nie tylko on. Halders ma również partnerkę – policjantkę Anetę, z którą zaczyna łączyć go coś więcej niż tylko „pracowa” przyjaźń (choć obydwoje jakby nie potrafią nazwać jeszcze rodzącego się uczucia) i która również chce mu jakoś pomóc, ale nie bardzo wie jak.

Ze swojej strony zawsze będę Edwardsona polecała miłośnikom kryminałów, a pozostali niech zrzędzą, że banał. I tak, przeczytam wszystkie 10 tomów. 4 już za mną :)

Ake Edwardson, „Niech to się nigdy nie kończy”, Czarna Owca 2012, stron 368.

32 myśli na temat “„Niech to się nigdy nie kończy” Ake Edwardson”

  1. Luiza, żartujesz chyba, dla Ciebie 10 tomów, to bułka na śniadanie! ;D
    A Mera tak powoli czyta, bo jej lekarz zabronił opychać się bułkami :) Będzie zaprzeczać, ale cóż… takie są kobiety ;)

    Polubienie

  2. :))))))))))))) nie będę zaprzeczać, bo 10 bułek dziennie to ewidentna przesada. Zresztą zasyp notek wówczas byłby oszałamiający i moglibyscie nie nadążyć z komentowaniem (zresztą tak jak i teraz…. ;))))). I jeszcze by się Wam odbiło ;))

    Polubienie

  3. Krzysztof – a słowa „nieoiskana” nie ma w słowniku ;))))) :PP
    Jak ci zasunę kopytem, to zobaczysz, zaraz polecisz w podskokach na swojego blogaska który zaginął w stratosferze;))

    Polubienie

  4. Luiza, no ja nie wiem w sumie czy to sie konczy na 10 tomach, póki co chyba tak. Mnei sie dobrze czyta, i mam nadzieje ze nastepne będą równie dobre, bo pierwszy mnie dosc zniechecił, ale potem z kazdym następnym juz było dużo lepiej. :)

    Polubienie

  5. Luzio!
    A w Twój apetyt, to nikt kto Cię czyta nie wątpi, więc odpowiedż na Twoje pytanie o obiad pozostawimy Tobie, nie ujmując nic z Twojej wielkości (oczywiście nie tej dosłownej) ;-)

    Polubienie

  6. No to Mera mam dylemat moralny, które słowo trafniej Ciebie opisuje! :D Nieociosany też często… jest na przykład paśnik… :P
    Czekaj, czekaj, a widzisz nie doczytałem… napisałaś notkę o książce. Och, jaka szkoda, bo nie czytałem ;)

    Polubienie

  7. następna notka będzie o zyciu Łosi w polskich lasach , wtedy będziesz miał pole (łąkę/pasnik) do popisu …. i nie będzie że „nie czytalem” „nie wiem” :PP
    Jezu, wezta go !!! ;D

    Polubienie

  8. Zresztą znasz mnie, mały jestem, nieoczytany, nie ogarniam (się) (i) tych wszystkich ebuków, kindlów, pudlów, fiszków i 1001 pozycji na… dobrą książkę.

    Polubienie

  9. :)))))))) nie, to bedzie jak najbardziej proza swiatowa (terenowa) z zacięciem reporterskim wspomagana nauką słówek nowo poznanej przyrody prezentowanych na fiszkach tudzież w jakims poradniku „zyj zdrowo i ulecz się puknieciem własnego kopyta” ;D

    Nie chcę żadnego Franciszka z Asyżu ( a znasz w ogóle takiego?) ;)

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.