Czytałam tą książkę z niesłabnącym zainteresowaniem, bo Barbara Włodarczyk jest reporterką, która nie dość, że przestawia ciekawie różnorodny i barwny świat Rosji, to jeszcze dokłada do tego prawdziwego człowieka. I nie ma znaczenia czy jest to bezdomny, czy milioner, czy czarnoskóry radny wspomagający kobiety, czy dziewięcioletnia dziewczynka ze szkoły kadetek w kilka sekund składająca kałasznikowa.
W tej książce są prawdziwe ludzkie i szczere emocje, a autorka nie przechodzi obojętnie – nad każdym potrafi się wzruszyć, rozczulić, nie ocenia, nie osądza, jedynie zaciśnie zęby przy spotkaniu z neofaszystowską sektą, uśmiechnie pod nosem rozmawiając z członkami sekty czczącej Putina. To takie ludzkie, normalne, bez zadęcia.
Autorka spędziła w Rosji wiele lat, czego świadectwem były reportaże telewizyjne „Szerokie tory” wielokrotnie nagradzane. Jej zmysł obserwacji jest wnikliwy, wiedza spora, bo przez 5 lat była korespondentką telewizyjną a po upadku ZSRR zmiany jakie nastały w Rosji są kolosalne. Szczególnie wśród ludzi z tak zwanej „głubinki” czyli prowincji. Bieda i tęsknota za Zachodem są bardzo widoczne, podobnie jak kontrasty w większych miastach. Bogactwo, blichtr, drogie samochody i biżuteria… a gdzieś obok nędza, wódka i zapomnienie.
Jak mówi jeden z rozmówców autorki Aleksander Karbyszew, sobowtór „wiecznie żywego” Lenina (widoczny zresztą na okładce obok innych sobowtórów): „Biez wodki Rossii nie rozbieriosz”. I to prawda.. Bez wódki może być ciężko Rosję zrozumieć, bo to po niej ujawnia się pełna, czysta i jasna rosyjska dusza…. Wódka obecna jest zawsze, nawet u pewnego szamana nad Bajkałem…
Można byłoby pomyśleć – jaki ten kraj jest dziwny? Tak… bo czy wyobrażacie sobie ten praktykowany w Moskwie kaukaski zwyczaj porywania panny młodej wprost z ulicy do samochodu… ? albo nagłą przebudowę wsi z powodu przyjazdu Miedwiediewa?
„— Niech pani zobaczy, u nas we wsi wszystkie baby chodzą teraz na obcasach — pięćdziesięciopięcioletnia Lida pokazuje mi nogę w czarnym botku na wysokim słupku. Jest wyraźnie zadowolona, ale uśmiecha się tylko półgębkiem, bo nie ma przednich zębów. — Jak nam asfalt położyli, to filcowe walonki poszły w kąt. Daj Panie Boże zdrowia Dmitrijowi Anatoliewiczowi Miedwiediewowi! Tu była głucha wieś. Dopiero jak ON przyjechał, wszystko się zmieniło.
Wioska Mansurowo pod Kurskiem nie ma w Rosji równych sobie. Na drodze asfalt, przy niej znaki drogowe i nowoczesna budka telefoniczna. A w chałupach plastikowe okna, centralne ogrzewanie, toalety jak w mieście i superszybki Internet, chociaż mało kto tu wie, jak się nim posługiwać. Domy obite jasnymi drewnianymi panelami przypominają fińskie osiedle. Jest światowo i nowocześnie. A wszystko dzięki temu, że stąd wywodzi się dziadek i ojciec Dmitrija Miedwiediewa. I prezydent postanowił odwiedzić rodzinne strony…
Jest lutowy mroźny poranek. Minus dwadzieścia stopni. Do tego zamieć. Wraz z ekipą zdjęciową jedziemy taksówką z Kurska do Mansurowa. W mieście proponowano nam wynajem zachodniej limuzyny, ale wybraliśmy starą wołgę. I dzięki Bogu, bo żaden inny samochód (oczywiście z wyjątkiem wypasionych dżipów, którymi jeżdżą rosyjscy krezusi) nie dałby sobie rady na zaśnieżonych i dziurawych drogach „głubinki”. Operator Walentin i dźwiękowiec Lena są Rosjanami i wiele już w swoim kraju widzieli, ale widok Mansurowa robi na nich spore wrażenie.
Tuż za tablicą z nazwą miejscowości zaczyna się inny świat. Większość okolicznych wiosek jest zimą całkowicie nieprzejezdna, a tu — równiutka droga, którą oczyszcza właśnie ciężarowy kamaz z wielkim pługiem.
— Takiego odśnieżania nie ma nawet na wielu ulicach Moskwy — zauważa Walentin i od razu wyciąga kamerę.
Chwilę później pojawia się milicja. Nowiutką terenową niwą. Patrol sprawdza, czy we wsi panuje spokój. Milicjanci przyglądają się nam z ciekawością, ale nie zaczepiają. Widać, że przywykli do obecności prasy. Odkąd Dmitrij Miedwiediew odwiedził Mansurowo, do wioski zaczęli zjeżdżać dziennikarze z różnych miast. Nawet z odległej o sześćset kilometrów Moskwy.
Przy drodze rzuca się w oczy błyszczący czerwony telefon z czarnymi przyciskami. Nad nim niebieska osłona w kształcie muszli. Wszystko nowe, lśniące.
— Nikt z tego nie korzysta? — pytam mężczyznę, który wyszedł zobaczyć, co za jedni filmują jego wioskę.
— Niee, to telefon międzynarodowy. A tu ludzie nie mają nikogo za granicą — mówi.
— A przejście dla pieszych potrzebne? — patrzę na nowiutki znak drogowy „Uwaga piesi”.
— Co pani?! Jaki tam u nas ruch? W Mansurowie mieszka wszystkiego ze trzysta osób.
Mężczyzna odpowiada krótko, ale konkretnie. Doskonale nadaje się na bohatera telewizyjnego reportażu. Poza tym ma bardzo wyrazistą fizjonomię, a kamera takich lubi. Wygląda jak typowy rosyjski chłop, bez określonego wieku. Twarz w bruzdach, złote zęby, pogodne niebieskie oczy. A jaka czapka! Brązowa papacha z prawdziwego futra. Bogate elegantki w Moskwie płacą ciężkie pieniądze za podobne czapki. No może za trochę lepsze. W rosyjskiej stolicy w cenie są przede wszystkim norki i sobole, a to, co ma na głowie mężczyzna, zrobiono z królika. Papacha odciąga uwagę od brudnej i wypłowiałej kufajki.”
No i ostatnie opowiadanie o Galinie z Katynia – to kwintesencja rosyjskiej wrażliwości i po zamknięciu ostatniej strony – wzruszenie pozostaje bardzo długo….
Nie miałam okazji oglądać reportaży pani Włodarczyk wcześniej, a książka ponoć jest ich powieleniem – tak więc dla mnie to bardzo dobra lektura i w tym ostatnio „modnym” natłoku książek o Rosji – jedna z lepszych. Bardzo polecam, bo naprawdę, mimo iż jedna z największych partii politycznych w Federacji Rosyjskiej, obecnie w posiadaniu 238 z 445 miejsc w Dumie Państwowej nazywa się „Jedna Rosja” czy też „Jednolita Rosja” to tak naprawdę nie ma jednej Rosji…..
Barbara Włodarczyk „Nie ma jednej Rosji”, Wydawnictwo Literackie 2013
O, ostatnio nie śledzę tak nowości i zapowiedzi, toteż przegapiłam tę książkę. A reportaże Barbary Włodarczyk bardzo lubię i cenię – i polecam~!
Szkoda, że zwykle w telewizji pojawiały się w środku nocy…
PolubieniePolubienie
Luiza – no właśnie chyba dlatego tych reportaży w ogóle nie oglądałam… szkoda ze tak dobre rzeczy dają tak późno..
A książkę bardzo polecam.
PolubieniePolubienie
Też uważam, że to jedna z najlepszych ostatnio książek o Rosji, a kto wie, czy nie najlepsza. Bardzo, bardzo, bardzo mi się podobała! I też polecam!
Ciekawa jestem, czy Barbara Włodarczyk jeszcze robi jakieś reportaże dla telewizji. Chętnie bym obejrzała…
PolubieniePolubienie