Przepiękne zdjęcie na okładce książki autorstwa Tomka Kowalskiego – podróżnika, alpinisty, ultramaratończyka, i jego dziewczyny Agnieszki – rowerzystki, biegaczki, jest dla mnie symboliczne. Siedzący na wysuniętym kawałku skały chłopak w kapturze, najpewniej zamyślony, zmęczony lub też po prostu chłonący widoki, ale zapewne czujący szczęście i spokój, bo znajduje się tam gdzie być chciał. Góry były pasją Tomka, ale czasem tak się dzieje, że zostaje się w górach na zawsze.
Schodząc z Broad Peaku w 2013r. po zdobyciu szczytu (pierwszy raz w zimie) Tomek zaginął razem z Maciejem Berbeką. Po trzech dniach poszukiwań uznano ich za zmarłych. Ciała Berbeki nie znaleziono, natomiast ciało Tomka odnaleziono i pochowano w lipcu na grani Broad Peak, poniżej przedwierzchołka Rocky Summit.
Kwestie, o które kłócono się i dyskutowano 3 lata temu, dotyczące złamania zasad etyki i praktyki alpinistycznej, a także złamania reguły PHZ mówiącej o utrzymywaniu kontaktu wzrokowego z członkami wyprawy przez pozostałych, pozostawiam z boku. O tym było już wiele. Kolega Bielecki (jeden z członków wyprawy) zebrał już cięgi, a i tak nie wiadomo czy słusznie. Nie mnie to oceniać. Nigdy nie będę na wysokości 8 tysięcy metrów i nigdy nie będę musiała tam podejmować żadnej decyzji. Nie wiem jaka naprawdę była przyczyna śmierci Tomka – czy brak doświadczenia, czy warunki, czy zły sprzęt, czy zaniedbanie…. Zostawmy to. Nie o tym zresztą jest ta książka.
Jest to w sumie opracowany i wydrukowany blog (magisterkowalski.blogspot.com) Kowala, uzupełniony o kilka wspomnień i notatek jego dziewczyny Agnieszki. Jak napisano na okładce to „dwójka fantastycznych ludzi, którym góry zabiły miłość”. Smutne to bardzo. Ciężko czyta się koniec, bo łzy się cisną do oczu. „Jutro ruszamy w góry. Kolejna, ale naprawdę wyjątkowa wyprawa życia. Trzymajcie kciuki, bo jest okazja napisać kolejny rozdział historii himalaizmu. Ale by było… ” – to fragment z ostatniego na blogu wpisu Tomka. Potem to już wiadomo, wykonał jak zawsze kawał fantastycznej, nikomu niepotrzebnej roboty (jak zawsze mówił). Żal, że nie mógł się nią cieszyć, tak jak wszystkimi innymi dokonaniami, o których mowa w książce (bardzo ładnie wydanej, to tak na marginesie, z wieloma zdjęciami).
Fantastycznie się czyta o jego planach, podróżach, osiągnięciach. Podziwiam jego organizację czasu, chęć działania, niespożytą energię i kondycję. Wszystkie ultramaratony w jakich brał udział, rajdy na orientację plus wszystkie inne możliwe rajdy, triathlony, biegi Rzeźnika, bieg granią Tatr, wspinaczki w Tatrach, Alpach, kajaki, rowery, rolki, obozy wspinaczkowe, wycieczka dookoła świata, zdobywanie szczytów w Ameryce Południowej i czterech siedmiotysięczników w byłym ZSRR – jak na tak młody wiek (teraz miałby 31 lat) to BARDZO dużo. Mnie się często nie chce tyłka ruszyć rano, żeby wstać do pracy, a on potrafił nie spać, lub też wstać o 3.00 w nocy, by gdzieś dojechać, wyruszyć, zrobić te 100 km biegiem czy rowerem, zmęczyć się, paść na twarz, by na drugi dzień znów stawiać czoła innemu wyzwaniu. Szacunek. Dla jego dziewczyny również. To mega zawodniczka – jako pierwsza kobieta zdobyła Rowerową Koronę Gór Polski przejeżdżając samotnie 1750km w 15 dni i 15h. Potem zaliczyła Koronę Gór Polski wbiegając na wszystkie 28 szczytów w 89 godzin. Nie do wyobrażenia i ogarnięcia dla mnie.
Połączyła ich wspólna pasja – sport. Nieważne jaki. Ważne, że uzupełniali się we wszystkim i zawsze wspierali i motywali. Snuli plany, mieli marzenia, które w marcu 2013r. pękły jak bańka mydlana. Zastanawia się człowiek, dlaczego? Czy jest w ogóle odpowiedź na takie pytanie? Dlaczego trzeba tak cierpieć zamiast po prostu dalej się kochać i cieszyć sobą i życiem? Cierpienie nas wzmacnia, ale co z tego, skoro, gdy odchodzi najbliższa osoba, wszystko jakby traci sens. Trzeba wielkiej siły, by ten sens odzyskać…. Życzę tego Agnieszce. Sama pisze na końcu, że teraz już może cieszyć się z małych rzeczy, choć nadal jest ciężko. To prawda, że czas leczy rany, ale chyba nigdy nie pozbawia bólu po stracie ukochanej osoby, z którą wiązało się przyszłość i która była miłością życia.
Ta książka to obraz niezwykłej energii, pasji, humoru i wytrwałości w dążeniu do celu i spełnianiu marzeń. Bo życie jest przecież „tylko jedno, brutalne, ale prawdziwe, jedno jedyne, tylko moje i tylko Twoje”. A tak często o tym zapominamy….
Bardzo polecam!
„magisterkowalski.blog. Historia przerwanej miłości” Tomek Kowalski & Agnieszka Korpal, wyd. Stapis 2016.
No i ten sport go koniec końców zabił, co dowodzi, że każda przesada jest zła…
PolubieniePolubienie
joly_fh – nie wiem czy sport go zabił, czy po prostu miał pecha. Ludzie robią gorsze rzeczy w życiu, bardziej ekstremalne i żyją. Po prostu się stało, a że przesada ogólnie w życiu jest zła, to prawda. Może chciał zbyt wiele naraz.. nie mnie oceniać.
PolubieniePolubienie