Po rewelacyjnej powieści „Czarny manuskrypt”, nadszedł czas na książkę, która podobała mi się jeszcze bardziej! Naprawdę nie wiem, jak to pan Bochus robi, ale „Martwy błękit”, to poza wątkiem kryminalnym, zresztą świetnie zaplanowanym i przemyślanym, niezwykła kopalnia wiedzy o europejskim malarstwie, architekturze i historii przedwojennego Sopotu i Gdańska, o żydowskiej Kabale, o początkach Trzeciej Rzeszy i Hitlera. Wszystko jest bardzo ciekawie utkane, „mięsistość” szczegółów sprawie, że książkę czyta się z wielką przyjemnością. Żal mi, że już skończyłam lekturę, ale wiem, że z niecierpliwością będę czekać na kolejną część. Ale…. zanim kolejna, parę słów o „Martwym błękicie”.
Główny bohater, Christian Abell, niemiecki radca prawny, musi się zmierzyć z bardzo tajemniczą sprawą. Bardzo znany w Sopocie kolekcjoner sztuki, Żyd, Saul Rottenberg zostaje znaleziony martwy w swojej rezydencji. Podejrzewane jest samobójstwo, ale Abell ma wątpliwości, które po przeprowadzonej sekcji zwłok przeradzają się już w pewność, że było to jednak morderstwo i to dość okrutne. Dlaczego ktoś chciałby zabić Saula w tak dziwny sposób? Podejrzani są członkowie rodziny, którzy niebawem… również zaczną ginąć. Śledztwo nabierze tempa, choć nie będzie łatwo. Do tego kolekcja cennych obrazów zniknie. Pozostanie tylko jeden. Obraz – klucz, obraz-wskazówka. Trudna, ale nie nie do odgadnięcia. Wystarczy się mocno skupić, skorzystać ze swojej wiedzy, poszukać rozwiązania. Abellowi będzie łatwiej, gdyż pozna Gabi, pracownicę muzeum, historyka sztuki, której wiedza na temat malarstwa niejednego mogłaby powalić na łopatki. Abella powaliła również, nie tylko wiedza zresztą. Udaje mu się wreszcie trafić na osobę, przy której poczuje się sobą. „Nie zastanawiał się, co do niej czuje. Nie próbował nazywać tego, co nim owładnęło. Wystarczyło, że był odprężony, zaspokojony i na swój sposób szczęśliwy. Miał świadomość, że jest trudnym, obolałym pacjentem, ale ona w dziwnie bezproblemowy, naturalny sposób, potrafiła uśmierzyć drzemiący w nim niepokój”. Czyżby się zakochał?
Całe śledztwo zatem, pełne zagadek, opatrzone ogromem ciekawostek z zakresu historii, malarstwa, Kabały, będzie powoli szło do przodu, choć niestety ktoś będzie ciągle wyprzedzał kroki Abella, a i on sam znajdzie się nie raz w niebezpieczeństwie. Czy uda mu się odnaleźć zaginioną kolekcję i mordercę Rottenbergów? Jak potoczą się jego osobiste sprawy?
Podoba mi się bardzo ta postać. Jest bardzo wrażliwym na otaczający go świat człowiekiem, choć mocno zgorzkniałym, kimś kto stracił nadzieję na szczęście, ale kto jednocześnie wierzy, że zło tego świata można zniszczyć. „Źródłem wszelkiego zła na świecie jest sam człowiek. Ze swoją nieposkromioną pożądliwością, nienasyceniem, bezkresnym egoizmem i pogardą dla bliźniego swego” mówi. To człowiek wszechstronny, bibliofil lubiący antykwariaty, muzea, sztukę szeroko pojętą. Marzy o kobiecie, której będzie mógł dać klucz do jego „świata demonów, samobójców i ludzi z odrąbanymi głowami, w którym przebywa od lat”. Jako śledczy jest bardzo inteligentny, skuteczny, uparty, spostrzegawczy, drążący, przez co wszyscy podejrzani i mający coś na sumieniu, uważają go za „niebezpiecznego”.
Ale książka „Martwy błękit” to nie tylko Christian Abell. Ciekawie przedstawiona została rodzina Rottenbergów. Zamordowany Saul nie był nigdy zbyt wierzący i żarliwy w modlitwie, w przeciwieństwie do jego brata Chaima, który zarzucał Saulowi „bawienie się” w Kabałę, nie traktowanie poważnie tej mistycznej nauki, bo nie można tego czynić, nie będąc prawdziwie religijnym wyznawcą judaizmu. Natomiast Kabała dla Saula była sensem życia, ogromną pasją, nie traktował jej pobieżnie, posiadał wiele cennych i ważnych ksiąg, dzieł na ten temat. Fascynowało go to. Ciekawie dobierał obrazy do swojej kolekcji. Nie zdradzę oczywiście według jakiego klucza, ale powolutku doszłam do tego razem z Gabi i Abellem (co mi się również bardzo podobało). Bo „rzeczywistość ma wiele wymiarów. Ten widoczny na pierwszy rzut oka jest często tylko maską i ułudą. Ważne są kulisy, szczegóły i detale skrywające istotę rzeczy”.
Niezwykłą postacią jest również znany już z poprzedniej książki, wachmistrz Kukulka, wierny sługa, zaufany przyjaciel Abella, jedyny, któremu Abell może rzeczywiście w stu procentach powierzyć swoje sprawy, a który patrzy w niego jak w obraz, szanuje go, chroni na każdym kroku, pójdzie za nim w ogień, a komu trzeba przybije gwoździami rękę do stołu, byle tylko wyciągnąć z niego ważne informacje. Świetna postać, mam nadzieję, że w następnej książce poznamy go bardziej. Żal mi go, bo stracił żonę, która zmarła na raka, mieszka sam i naprawdę jest człowiekiem bardzo mądrym i oddanym. Czasem jego metody pracy mogą wydawać się zbyt brutalne, ale przynajmniej jest bardzo skuteczny.
Muszę jeszcze pochwalić autora za te cudeńka architektoniczne, jakie czytelnikowi zafundował wraz z wszystkimi drobnymi szczegółami, które nie zasypują człowieka z każdej kartki, ale są stosownie dobrane i naprawdę sprawiają, że epoka w jakiej dzieje się akcja, czyli rok 1933, jest niezwykle obrazowo przedstawiona. Przykład ?
„… rozciągająca się przed nim ulica należała już do innego świata. Ernststrasse wyglądała młodo, świeżo i światowo. Zupełnie jakby wycięto ją z turystycznego folderu reklamującego Sopot jako Monte Carlo Północy. Wszystkie domy okalały trawniki i opaski gazonów. Ich symetrię podkreślały równo przystrzyżone kule bukszpanów i cisów. Eleganckie wille rywalizowały ze sobą liczbą wykuszy, oszklonych werand, kaskadowych dachów i neogotyckich wieżyczek, krytych miedzianymi hełmami. Zza wpółotwartych okien dobiegały go dyskretne odgłosy budzącego się życia: brzęk roznoszonej porcelany, szmer poleceń wydawanych służbie, hurgot przesuwanych na tarasach leżaków i krzeseł. Z neogotyckiej willi naprzeciwko doleciał go zapach świeżo parzonej kawy i dobrego cygara. Jedno z okien rozbrzmiało melodią puszczoną z patefonu. Tak, Sopot był zdecydowanie świetnym miejscem do życia.”
Jedyne co wywoływało smutek podczas lektury, to perspektywa zbliżającej się wojny, naziści formujący swoje szeregi, powiewające swastyki, przewidywania żony pewnego antykwariusza, która widzi przyszłość i wie, że ludzie będą palić ludzi w wielkich piecach, uwielbienie dla wschodzącej gwiazdy Hitlera (choć Abell akurat jest przeciwko), i to, że Wolne Miasto Gdańsk niebawem obróci się w ruinę. Cóż, takie to były czasy. Autor przedstawił je z perspektywy niemieckiego, przedwojennego Pomorza.
Bardzo dobra lektura. Bardzo polecam i z niecierpliwością czekam na następną część. To kolejne ważne nazwisko na polskiej scenie kryminałów w stylu noir. Brawo!
Premiera 27.09.2017 czyli już jutro!
„Martwy błękit” Krzysztof Bochus, wyd. MUZA 2017