
Na okładce wspomniana zostaje hipoteza sześciu stopni oddalenia. Nigdy, przyznaję, o niej nie słyszałam, dlatego pobiegłam sprawdzić co to takiego. Definicja? Proszę : „Czym jest sześć stopni oddalenia? Otóż według teorii sześciu stopni oddalenia, każdego z nas dzieli tylko sześć kontaktów od innej, dowolnie wybranej osoby na świecie. Znaczy to, że liczba stopni znajomości między dwiema dowolnymi osobami w całej populacji ludzi na ziemi nie jest większa niż sześć” (www.drgaja.pl)
I tu właściwie można by to podpiąć pod przedstawione przez Szalaya historie. Mamy tu 12 opowieści, króciutkich, jakby pisanych w biegu, takich, które nie dają nam czasu na zastanowienie, pociągnięcie dalej tej historii. One pojawiają się nagle, tak jak i nagle pojawiają się często osoby w naszym życiu. Na chwilę, przelotnie. Niczym tytułowe turbulencje, które albo przejdziemy łagodnie i szybko o nich zapomnimy, albo wstrząsną nami na tyle, że zmienią nasze podejście do wielu spraw. W każdej z opowieści zatytułowanej skrótami nazw lotnisk, poznajemy różne osoby, które się przemieszczają, podróżują, lecą z jednego miejsca do drugiego w jakimś celu. Każda z nich ma swój własny mikrokosmos w którym żyje oraz cel, powód podróży. Co zatem je łączy? właściwie niewiele poza tym, że są niczym puzzle. Dodam tylko, że pewna osoba z pierwszej opowieści pojawia się również w ostatniej, czego nie spodziewałam się w ogóle. To tak jakby zatoczyć koło i powiedzieć, że początek jest końcem. No, może… nie aż tak filozoficznie, ale ten zabieg był świetny!
Każdy z bohaterów przeżywa oczywiście jakieś swoje problemy, ale nie wnikamy w nie zbyt głęboko, bo już czeka na nas kolejne lotnisko i kolejna podróż. Poznajemy mężczyznę, którego dziecko ginie pod kołami taksówki, która wiezie innego mężczyznę, który wcześniej leciał samolotem obok kobiety, która z kolei również ma swoją historię… Wszystko się zazębia i można, by tak pisać i pisać…. Bardzo podobała mi się historia o ogrodniku geju, o braciach, z których jeden winny jest drugiemu pieniądze, o kobiecie, która po latach małżeństwa zakochuje się w innym mężczyźnie, o pilocie, który spędził noc z pewną dziennikarką, o pisarce, która pojechała odwiedzić córkę, która urodziła niewidome dziecko….”To jedno z tych wydarzeń – myślała – które nas kształtują, sprawiają, że jesteśmy tacy, a nie inni, dla siebie i ludzi. Po prostu zdarza się coś przełomowego i pozostaje przy nas na zawsze, a my powoli zaczynamy rozumieć, że się od tego nie uwolnimy, że nic już nigdy nie będzie takie samo” – pomyśli. Kolejna turbulencja w życiu….
No świetna rzecz, dynamiczna, mądra, fajnie skonstruowana! Zachwyciła mnie i spowodowała, że chcę poznać więcej Szalaya. Nie wiem, ile książek napisal, wydano w Polsce, ale na pewno coś jeszcze jego autorstwa chcę przeczytać. Polecam!
„Turbulencje” David Szalay, tłumaczenie Dobromiła Jankowska, wydawnictwo Pauza, 2020.
Chyba nie do końca jest to moja bajka.
PolubieniePolubienie
Anna Str – jasne, gusta są różne, a jaka jest Twoja bajka? :)
PolubieniePolubienie