
„Świat czasem wydaje się taki ujarzmiony, prawda? Zajęliśmy swoje miejsca, dostaliśmy role, często w zależności od urody. Tkwimy pod presją narzuconych wizji piękna. Łatwo wówczas przegrać. A dziś chciałam wam przedstawić ludzi, którzy wygrali, choć wydawało się, że są dalecy od wygranej”.
Wiktor, Jana, Olek, Sandra i Cecyl zostają modelami. Pozują do zdjęć pewnej artystce, która właśnie doszła do momentu w swoim życiu, kiedy jest gotowa wrócić na „scenę” sztuki. Liwia Gawlin, kobieta przedziwna. Fascynująca, intrygująca, piękna. Nie wiem właściwie jak tę postać ugryźć, bo jest bardzo ciekawa. Ma wiele twarzy, jest jak kameleon, co staje się przyciągające (głównie dla Wiktora) i wpędza go w obsesję.
Kobieta planuje wystawę „Zobacz mnie naprawdę”, a czwórka naszych bohaterów, każdy napiętowany jakąś fizyczną ułomnością, zostaje, jak już wspomniałam, modelami. Najpierw jednak muszą wziąć udział w warsztatach o sztuce. Po co? I tu zaczyna się właśnie praca nad poczuciem własnej wartości. I choć momentami miałam wrażenie jakby Liwia chciała wyprać naszym bohaterom mózgi i wykorzystać do swoich niejasnych celów (co w pewnym momencie zostanie jej również zarzucone przez jednego z bohaterów) to ma to swój cel.
Nasi bohaterowie są normalnymi, młodymi ludźmi, mają swoje problemy, swoje kompleksy i nie do końca czują się dobrze w tym nowym „świecie” Liwii, w Sanktuarium Natchnień. Z czasem jednak kobieta staje się ona dla nich kimś w rodzaju guru, drogowskazu, przywódcy, bo pokazuje im, że mogą żyć normalnie ze swoimi ułomnościami, że nie muszą się ich wstydzić, bo przecież i bez tego są piękni i niestandardowi. A nawet wyjątkowi. Można mieć brzydką twarz, blizny po oparzeniach, wadę kręgosłupa czy nie mieć kilku palców u ręki – ale można mieć pięknego ducha i wiedzę o świecie, a przez to mieć lepsze życie. Tylko czy aby na pewno?
Wiktor jest tu właściwie najbardziej charakterystyczną postacią, bo to z jego perspektywy widzimy wszystkie wydarzenia. To on, specjalista od internetu, po marketingu, po rozstaniu z dziewczyną wiedzie smutne i pozbawione sensu życie. Jak większość ludzi, wstaje rano, coś je, idzie do pracy, potem wraca, coś je, coś ogląda, coś robi, idzie spać i tak w kółko. Kiedy nadchodzi weekend spotyka się ze swoimi znajomymi w knajpie, piją piwo, gadają o nic nie znaczących rzeczach, o pierdołach, takie „pitolenie” jak mówi. To Liwia dodaje mu odwagi, pewności siebie, to dzięki niej, godzi się pokazać publicznie na fotografiach, a przede wszystkim pokazać swoje nogi (a właściwie , jak mówi „giry”) z bliznami, które ukrywa przed całym światem.
Podobało mi się ujęcie głównego przesłania tej powieści, że każdy z nas jest wartościowy i piękny. Że w dzisiejszym zabieganym świecie, w którym piękno jest stereotypowo włożone w pewne ramy, a ktoś wyglądający inaczej niż ten stereotyp, jest wyśmiewany czy szkalowany, a narastająca fala hejtu (patrzcie zresztą na scenę kiedy dzieciaki ze szkoły przechodzą przypadkiem przez pomieszczenie w galerii z wystawą zdjęć) często może doprowadzić do tragedii – to udało się autorowi przemycić takie proste, ważne treści. Podejście Liwii do swoich modeli, mimo, iż momentami strasznie irytujące i ocierające się wręcz o egocentryzm i manipulacje, było bardzo ciekawe z psychologicznego punktu widzenia. To dzięki niej zrozumieli, że są pełnowartościowymi ludźmi i zasługują na wszystko co najlepsze w życiu. Mogli zobaczyć, jak nijakie było ich życie do tej pory, że warto się rozwijać, zachwycać drobiazgami, patrzeć inaczej na rzeczywistość. Ale, czy życie naszych bohaterów faktycznie się zmieni, kiedy wystawa dobiegnie końca? Czy Wiktor znów powie: „Co za ściema!”?
Zakończenie kompletnie mnie zaskoczyło. Widać, że autor tak nabudował całą historię, aby na końcu ukazać konsekwencje pewnych zachowań. Wszystko w finale nabiera innego wymiaru…
Generalnie ta powieść to według mnie przykład relacji międzyludzkich, które osaczają, mieszają człowiekowi w głowie, tak, że nie wie co powinien robić, co jest prawdą, co fałszem. Dobrze, że spotyka się na swojej drodze kogoś, kto potrafi wyrwać nas z klatki kompleksów, ale trzeba się mocno pilnować, by nie zawierzać mu tak całkowicie. No i szczerze trzymać się swojej drogi, a nawet jeśli popłyniemy pod prąd, to bądźmi gotowi ponieść tego konsekwencje. Trochę to wszystko chaotyczne w mojej głowie jeszcze, ale ta książka daje sporo do myślenia. Nie wiem czy ją teraz dobrze odebrałam i zrozumiałam…. Wiktor się miotał w tych swoich odczuciach, podobnie jak ja teraz.
Poza tym, Urbaniak ma dobre pióro, świetnie buduje postacie, tworząc oryginalne, ale też całkiem zwyczajne osobowości. Polecam, również wcześniejszą „Listę nieobecności„, która mi się też bardzo podobała.
„Niestandardowi” Michał Paweł Urbaniak, Wydawnictwo Mova, 2021