
To kontynuacja książki „Unorthodox”, o której pisałam tutaj. Deborah w wieku 23 lat opuszcza wspólnotę satmarskich, chasydzkich Żydów, która ją uwiera i nie pozwala na normalne życie. Ograniczenia, nakazy religijne i aranżowane małżeństwo odbierają jej prawo do wolnych wyborów i szczęścia. W „Exodusie” 27-letnia już Deborah, po opuszczeniu wspólnoty wspomina swoje życie we wspólnocie w Williamsburgu, ale też martwi się o przyszłość swoją i swojego synka, któremu chce zapewnić wolność i godne życie bez łatek i wykluczenia z powodu narodowości i korzeni żydowskich. Dąży do rozwodu z mężem i poszukuje własnej drogi, ale przede wszystkim własnej tożsamości, co nie jest łatwe we współczesnym świecie, gdzie wciąż jeszcze istnieje antysemityzm, a widmo Zagłady Żydów z czasów Holokaustu ciąży nadal nad historią narodu żydowskiego.
„Naśladowałam ludzi wokół. Przymierzałam dostępną mi amerykańskość i choć nie pasowała idealnie, myślałam, że będzie musiała mi wystarczyć, bo innych opcji nie widziałam. Zrozumiałam, że ktoś taki jak ja nigdy nie przywdzieje innej tożsamości bez poczucia, że coś gdzieś uwiera albo ciśnie. Będę musiała nauczyć się żyć z poczuciem dyskomfortu. W końcu czymże było jedno czy dwa uszczypnięcia w porównaniu z gorsetem, który nosiłam całe życie?”
Z mieszkania nad rzeką Hudson, Deborah wyrusza do Europy, śladami swojej Babci. To ona zawsze była dla naszej bohaterki „źródłem miłości i piękna w życiu”. Deborah odwiedza Francję, Paryż i Niemcy szukając jej śladów ale też śladów innych przodków. Często te poszukiwania nie przynoszą oczekiwanego rezultatu, gdyż trudno jest już znaleźć jakiekolwiek ślady wspólnot żydowskich w niektórych miastach. „Teraz i ja czułam się zagrożona wymazaniem, gdyż bez przeszłości, która odzwierciedlałaby moją teraźniejszość, mogłam tylko dryfować, pozbawiona korzeni, a to budziło mój głęboki sprzeciw. Niczego bardziej nie pragnęłam, niż fizycznie zmusić otaczające mnie społeczeństwo do przyznania się do prawdy, do tego, że stanowiłam integralną część ich historii”.
Deborah Feldman w swojej książce pokazuje jak trudno jest odnaleźć swoje miejsce w społeczeństwie, kiedy jest się naznaczonym, kiedy z jednej strony jest się częścią Narodu Wybranego, a z drugiej narodu zgładzonego, którego nadal niektórzy nie chcą tolerować. „Część mojej duszy została wymazana. Jak mam uleczyć tę ranę w mojej rodzinie? Jak opowiedzieć o tym synowi?” Czy Deborah odnajdzie swoje miejsce? Jak skończy się jej podróż po Europie? Gdzie się osiedli i czy zapuści wreszcie korzenie? Jakie rodzinne tajemnice odkryje?
Ta książka jest niezwykle mądra i potrzebna, uświadamiająca, stawiająca wiele pytań, prowokująca do myślenia i do zastanowienia się nad własną tolerancją, pochodzeniem, życiem. Niemniej jednak momentami bardzo ciężko mi się tę powieść czytało. Według mnie jest mocno przegadana i przeintelektualizowana, czasem się nawet zastanawiałam, czy bohaterka faktycznie w wieku dopiero 27 lat posiadała już taką wiedzę, dojrzałość i mądrość? Momentami męczyłam się strasznie, choć rozumiem, że ta droga prowadząca do źródeł własnej tożsamości i pragnienie określenia tego, kim się jest, wymaga takiej drobiazgowej analizy, niemniej jednak, cieszę się, że już skończyłam tę książkę. Chciałam w sumie skończyć, choć byłam często bliska porzucenia. Zdecydowanie „Unorthodox” dało mi więcej przyjemności z lektury. Tę też polecam, choć wymaga dużo większego skupienia i cierpliwości.
„Exodus. Księga wyjścia. Moja droga do Berlina” Deborah Feldman, tłumaczenie Katarzyna Gucio, Poradnia K, 2021