Archiwa tagu: Ali Smith

„Jesień. Pory roku. Tom 1” Ali Smith

„Minutę temu był czerwiec. Teraz pogoda jest wrześniowa. Zboża rosną wysoko, czekają na skoszenie, jasne, złociste. Listopad? Niewyobrażalne. Został już tylko miesiąc. Dni są wciąż ciepłe, powietrze w cieniu przenikliwsze. Noce zapadają wcześniej, są chłodniejsze, światła za każdym razem trochę mniej. Ciemno o wpół do ósmej, ciemno piętnaście po siódmej, ciemno o siódmej. Zieleń drzew przygasa od sierpnia, a tak naprawdę od lipca. Za to kwiaty wciąż się rozwijają. Żywopłoty wciąż brzęczą. Szopa jest już pełna jabłek, a drzewo jest nadal nimi oblepione. Ptaki siedzą na liniach wysokiego napięcia. Jerzyki odleciały już kilka tygodni temu. Są już setki kilometrów stąd, gdzieś nad oceanem”.

Jesień. Niech was jednak nie zwiedzie cytat. Ta książka nie jest otulająca jak ciepły kocyk, kolorowa, jak złote liście na drzewach. Jest smutna, nostalgiczna, z jednej strony piękna, a z drugiej bardzo specyficzna i dziwna. Nie zachwyciła mnie tak bardzo, jak sądziłam, że będzie, choć przyznaję, że od momentu jak ją skończyłam, to dużo o niej myślę.

Mała Elisabeth pewnego dnia ma napisać zadanie domowe, w którym ma zadać jakieś pytanie sąsiadowi i zapisać jego odpowiedź. Mama nie pozwala jej tego zrobić, każe jej wymyśleć odpowiedzi, byle tylko nie mieć nic do czynienia z dziwnym, starszym panem z mieszkania obok, który pewnie jest niebezpiecznym dla małych dziewczynek gejem. Dlaczego tak o nim myśli? Elisabeth jednak mimo wszystko i z upływem czasu, zaprzyjaźnia się ze staruszkiem. Dzieli ich ogromna różnica wieku, ale dogadują się niezwykle łatwo. „Nikt nie mówił tak jak Daniel. Nikt nie milczał tak jak Daniel”. Ich spacery to wymiana metafor, skojarzeń, zabawy słowem, opowieści o starych obrazach, które Daniel zapamiętał i opisuje w genialny sposób dziewczynce. Skąd jego miłość do takiej dziwnej (bo te obrazy są dziwne) sztuki? Dlaczego akurat mówi o nich z takim smutkiem? Co się wydarzyło w jego młodości? „Nigdy nie można uciec z graciarni swojego „ja””.

Daniel Gluck, bo o nim wyżej właśnie mowa, niegdyś piszący teksty do popularnych piosenek, teraz ma już 101 lat. Przebywa w domu opieki, a trzydziestoletnia już Elisabeth nadal go odwiedza. Jej wizyty parę razy w tygodniu polegają na czytaniu mu książek, podczas gdy Daniel głównie śpi. Pielegniarki myślą, że to wnuczka odwiedza dziadka, nie domyślają się, że łączy ich inna relacja. Jaka? Czy to przyjaźń? Miłość? Elisabeth wie, że ta relacja jest wyjątkowa, mimo iż do tej pory dość krytykowana przez jej matkę. Nie ma w tej przyjaźni nic zdrożnego czy kontrowersyjnego. Nigdy z nikim tak dobrze jej się nie rozmawiało, nigdy nikt jej tak dobrze nie rozumiał. I właściwie to czytelnik ma wrażenie, że Daniel, mimo swojego wieku, czuł i czuje podobnie. Kiedy Elisabeth przypadkiem natrafia na album z obrazami pop-artowej, niedocenianej malarki lat sześćdziesiątych, Pauline Boty, zaczyna zagłębiać w historię jej krótkiego życia, bo jej obrazy dziwnie przypominają jej te, wspominane na spacerach w dzieciństwie przez Daniela. I tu, pojawiają się pytania o tożsamość kulturową, o kwestie bycia kobietą, pojawia się analizowanie własnych emocji, uczuć, na tle rozpadajacego się poniekąd kraju, który stoi przed widmem brexitu, choć to słowo nie pada tu wcale. „Nadszedł czas, kiedy ludzie mówią do siebie różne rzeczy, ale nic z tych rzeczy nie zamienia sią w dialog”.

Ta książka to dość chaotyczny momentami zapis wspomnień obydwojga bohaterów. Są tu częste retrospekcje, strumienie świadomości, słowa płynące nie wiadomo skąd i dokąd, sny, w których człowiek ukrywa się w pniu drzewa, albo z którego wyrastają liście (co możemy odnieść do sztuki „Burza” Szekspira, którego Daniel lubił). Czasem pojawiają się opisy jesieni, jak w powyższym cytacie, bo pory roku są i były zawsze takie same, tu akurat nie ma niespodzianek, to życie i spojrzenie na życie się zmienia. Często trzeba się dostosowywać do aktualnej rzeczywistości, lub też buntować, bo w końcu brakuje cierpliwości, zupełnie jak w przytoczonej historii z robieniem przez Elisabeth zdjęcia do paszportu, czy też w historii wspomnianej Pauline Boty. I jeszcze matka Elisabeth, która początkowo uważana przez córkę za niezbyt inteligentną osobę, po latach zyskuje w jej oczach. Dojrzewanie Elisabeth i jej przyjaźń z Danielem, sprawiają, że dziewczyna patrzy na świat w bardziej wrażliwszy sposób, widząc więcej i rozumiejąc więcej.

To mądra książka, ale chyba nie jestem odpowiednim odbiorcą i nie jestem w stanie bardziej docenić tak zachwalanego kunsztu Ali Smith. Częściowo mi się podobało, ale bardziej zmęczyłam lekturę, choć tak jak wspomniałam wcześniej, zostawiła ta książka coś w mojej głowie, bo cały czas o niej myślę. Hmmm. Przeszkadzał mi ewidentnie ten chaos i styl pisania, który zaburzał mój odbiór. No nie wiem… Na pewno jest to intrygująca powieść.

Recenzja powstała w ramach współpracy z księgarnią Tania Książka.

„Jesień. Pory Roku. Tom I” Ali Smith (wyd. W.A.B., 2020) w tłumaczeniu Jerzego Kozłowskiego, możecie nabyć w tej właśnie księgarni, w dziale „Beletrystyka i literatura piękna”. Może akurat docenicie ją lepiej?