
„Tacy prawdziwi turyści, co to chcą ino styrmać się po wierchach, to zwykle po zakopiańskich hotelach czy pensjonatach nie siedzą, ino po schroniskach śpią. Jak wracają z gór, to na pożegnanie kupią owczy ser dla rodziny. Tacy z tańszych pensjonatów to głównie po dolinach łażą, czasem zajdą po oscypka, by sobie przy piwie zagryzać. A tacy z droższych hoteli to w ogóle w Tatry nie chodzą. Myślą sobie: „Styrmać się? A po co, kiedy w Zakopanem przyjemniej czas leci”. Najwyżej na Kasprowy Wierch kolejką się przejadą. Bardziej im dansingi w głowie, na dyskotekach do wczesnego rana siedzą, po karczmach się włóczą. A oscypki to im raczej w ogóle nie podchodzą”.
Maria Gruszkowa, handlująca oscypkami na Krupówkach podzieliła turystów na takie właśnie trzy grupy, jak w cytacie. A czy ten podział wpływa jakkolwiek na to, kto w górach może zginąć szybciej? gdyby przyszło obliczyć prawdopodobieństwo, sądzę, że byliby to ludzie bezmyślni, źle przygotowani, bez odpowiedniego sprzętu, ale… często doświadczeni turyści, wspinacze, mogą również mieć pecha i na przykład: stracić raki w śliskim terenie, poślizgnąć się na kamieniach, dostać nimi w głowę, albo zginąć w jaskini przez nagłe jej zalanie (weźmy choćby za przykład zeszłoroczną akcję ratunkową w Jaskini Wielkiej Śnieżnej). Oczywiście jednym z zagrożeń jest również pogoda, która w górach, a szczególnie tych wysokich zmienia się bardzo szybko i tutaj najważniejsze są rozum i rozsądek, ale też szczęście. Przykład? zeszłoroczna burza na Giewoncie – wiele osób szło na szczyt wiedząc, że zaczyna padać i idą chmury, niektórzy blisko szczytu nie zawrócili, gdy pogoda zaczęła się pogarszać, innych po prostu burza zaskoczyła i nie zdążyliby uciec, ale wiele osób mądrze zawróciło ze szlaku. Inny przykład? w tym roku, para doświadczonych górołazów rozbiła namiot na przełęczy – nie dlatego, że zastała ich ulewa, burza i nie mieli wyjścia, ale dlatego, że mieli zamiar nocować w górach. Nie przeżyli. Bezmyślność czy pech?
Nie ma mądrych i nie ma mocnych na warunki atmosferyczne w górach. Nie każdy musi znać się na stopniach zagrożenia lawinowego, choć wiedząc, że takowe istnieje nie powinien w te góry iść (chyba, że z doświadczonym przewodnikiem tatrzańskim i odpowiednim sprzętem). Nie każdy musi być wytrawnym wspinaczem, by chodzić po Tatrach, ale KAŻDY powinien wiedzieć, że góry to nie przelewki i przede wszystkim powinien zdawać sobie sprawę ze swojej kondycji, warunków, siły i wytrzymałości. Szacunek do gór i natury jest niezwykle ważny. Czytając książkę Kurasia widzimy, jak co poniektórzy traktują górskie szlaki. Przykład? kiedy ojciec z małym dzieckiem bez przygotowania idzie na Orlą Perć, a potem wzywa TOPR, bo nie wie co dalej, kiedy ludzie wybierają się w góry zbyt późno i nagle zastaje ich zmrok? albo kiedy latem idąc na wysokie szczyty nie zabiera się kurtki, bo przecież „jak to, że tam na szczycie jest śnieg?”.
Ale książka Kurasia to nie tylko książka o wypadkach i tragicznych śmierciach. To kronika (jak w tytule), a właściwie taki misz-masz wielu historii, opowieści i wydarzeń. No bo mamy na przykład historię powstania TOPR-u (oczywiście pokrótce), historię krzyża na Giewoncie, odwołania do wydarzeń sprzed lat, takich jak śmierć ratowników górskich, czy rodzeństwa w źlebie Dredge’a. Jest też sporo o fasiongach i tych biednych koniach wożących turystów, ale przede wszystkim, co mi się bardzo podobało, a jakby jest nieco oderwane od tytułowej kroniki śmierci w górach, jest tu sporo o przyrodzie tatrzańskiej i o szacunku do niej. Mamy zatem rozdziały o tym, jak zwierzęta odpoczęły w momencie ogłoszenia pandemii, kiedy na szlakach pojawiło się o wiele mniej turystów niż zazwyczaj, jest dużo o Tatrzańskim Parku Narodowym, o świstakach, niedźwiedziach, kozicach, przyrodzie i sławnej Encyklopedii Tatrzańskiej, o budowie kolejki linowej czy przygotowaniach do olimpiady, które oczywiście swoim rozmachem zagrażały tatrzańskiej naturze, a w szczególności mogły zakłócić sen zimowy niedźwiedzi. No i jest też rozdział o małym niedźwiadku, którego pewni młodzi ludzie utopili w potoku tłukąc kamieniem w głowę, bo uznali go za zagrożenie (i jeszcze nagrali filmik wrzucając go do internetu, myśląc, że dzięki temu pokazali jacy są hardzi i odważni) ….. Taki to szacunek do natury – do tego dochodzi śmiecenie na szlakach, hałas… itp. itd. Można by długo wymieniać.
To bardzo ciekawa pozycja choć wydaje się być taka „pokawałkowana tematycznie” i niekoniecznie związana w całości z tytułem książki, niemniej jednak, jak to kronika, jest rejestrem bieżących i historycznych wydarzeń, i są to bardzo ważne rzeczy. Pozaznaczałam sobie mnóstwo ciekawostek, opisy gór przez Karłowicza, czy też porady ratowników górskich. Fajna, dobra i przeciekawa pozycja dla każdego fana turystyki górskiej czy miłośnika literatury górskiej – na pewno warta polecenia.
I na koniec niby banalna, ale ważna rzecz dla idących w wyższe (i nie tylko) góry: „Zabierz jaskrawą kurtkę. Gdy coś się stanie i będzie trzeba cię szukać, łatwiej wypatrzyć ze śmigłowca czerwoną plamę. Zapisz nuer 601 100 300 w telefonie. W kryzysowej sytuacji połączysz się z ratownikami. Telefon naładuj przed wyjściem, a plecak mądrze spakuj. Ciepłe ubranie, kanapki, czekolada, apteczka z opatrunkami, termos z gorącą herbatą – to minimum. Mów dokąd idziesz. Rodzinie lub znajomym opowiedz o planowanej trasie wycieczki. Jeśli wybierasz się wysoko w góry, zapytaj dyżurujących w schroniskach ratowników o warunki. Gdy odradzają wyprawę – posłuchaj”.
„Niech to szlak. Kronika śmierci w górach”, Bartłomiej Kuraś, wydawnictwo Agora, 2020.