„Przeżywali piąty rok wojny, ale miasto nadal egzystowało w miarę normalnie. Funkcjonowały urzędy, wodociągi, poczta i tramwaje. Ludzie tłumnie odwiedzali kawiarnie i restauracje, próbując zwyczajnie żyć pomimo pomruków wojny. Działały wodewile i kina. W Capitol Volkskino tłumy nieustannie waliły na wielki przebój kinowy „Die Grosse Liebe”, ckliwą historię o miłości dwóch lotników do jednej kobiety, a na ulicach ciągle można było spotkać dobrze ubrane kobiety o oczach smutnych saren. Wojna była blisko i daleko zarazem. Ludzie trwali w ułudzie normalności, bo tylko taka postawa tę iluzję przedłużała”.
Krzysztof Bochus w czwartej już książce z radcą prawnym Christanem Abellem, jak zwykle wykazuje się ogromną wiedzą historyczną, dbałością o detale i pieczołowitością w oddaniu realiów. Tym razem jesteśmy w 1944 roku, kiedy to w niemieckim Gdańsku, dochodzi do morderstw dwóch wysoko postawionych oficerów marynarki wojennej. Jestem pełna podziwu dla pracy autora, bo takie oddanie realiów wymagało na pewno wiele czasu i wysiłku, a robi wrażenie i jest ogromnym atutem książek tego autora, co podkreślałam również po lekturze poprzednich książek w serii z Abellem: „Czarny Manuskrypt”, „Martwy Błękit” i „Szkarłatna Głębia”.
Sama fabuła tego mrocznego kryminału jest mocno skomplikowana, łączy wiele wątków, a zakończenie jak zwykle zaskakuje. Bardzo zaskakuje. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, takiego rozwiązania śledztwa. Christian Abell, jak zawsze zresztą, wywarł na mnie wrażenie swoją inteligencją i sprytem, mimo, że w tej powieści musiał zmagać się z ogromnym stresem. Dlaczego? Otóż, wezwano go do Gdańska, do miasta, które na początku wojny musiał opuścić. Osiedlił się w Rotterdamie, w Holandii, gdzie ułożył sobie życie z Gabi, którą poznaliśmy w „Martwym błękicie”. Wreszcie założył rodzinę, urodziła mu się córka Ania, która teraz ma 5 lat. Nagle, kontradmirał Siegfried Sorge z Kriegsmarine w Gdańsku, wzywa go do siebie, by pomógł ująć mordercę dwóch swoich oficerów. Abell musi się zgodzić. Dlaczego? Ano dlatego, że Sorge obiecuje mu pomoc w odnalezieniu córeczki, która niedawno została uprowadzona, a tropy tego porwania wiodą, jak się okazuje do Gdańska. Nie dość, że żona Abella jest w rozsypce, to on sam nie czuje się najlepiej, by teraz zajmować się śledztwem, ale nie ma wyboru. Dla swojej Ani zrobi wszystko. „A on był przeraźliwie samotny, jak ludzka mrówka naznaczona odmiennością w tym wielkim rojnym mrowisku skazanym na zagładę”.
Jak potoczy się śledztwo w sprawie śmierci oficerów? Czy mordercą okaże się piękna Eva, szalony konswerwator zabytków czy tajemniczy pastor? a może zupełnie ktoś inny? Czy Abellowi uda się odnaleźć córkę?
Sam Gdańsk czeka na koniec wojny, niebawem ma upaść III Rzesza, ludzie boją się Sowietów, którzy niebawem mają wkroczyć, ale jak w początkowym cytacie, jaki zamieściłam, życie toczy się w miarę normalnie. Istnieje również mroczna strona miasta: burdele, nocne kluby, tajemnicze speluny, chociaż „Śmierdziało padliną i trudnym do określenia odorem, jaki wydzielały pogrzebane w gruzach ludzkie zwłoki i spalony dobytek”. Abell będzie musiał przedzierać się przez ten zniszczony i nadżarty gangreną Gdańsk, w czym towarzyszyć mu będzie jego jedyny przyjaciel, poznany już w poprzednich częściach, wachmistrz Kukulka. To postać wręcz genialna. Jest tak charakterystyczny, że książka bez niego nie byłaby tak dobra. To człowiek sumienny, wrażliwy, godny zaufania, ale gdy trzeba potrafi być niebezpieczny. Dla Abella jest w stanie zrobić wszystko, w „Mieście duchów” zrobi nawet więcej, a jego cudowne poczucie humoru zawsze mnie rozbraja:
„Przeszukajcie dokładnie to mieszkanie – powiedział Abell. – Zerwijcie podłogę, zajrzyjcie w każdą mysią dziurę, przekopcie ogród.
-Teraz, w zimie? – skrzywił się Mosbacher
-Nie, kurwa, poczekamy aż się ociepli. Podobno maj w czterdziestym piątym ma być bardzo ładny. Słyszałeś rozkaz pana radcy – warknął Kukulka”.
Powieść „Miasto duchów” to nie tylko śledztwo, charakterystyczne postacie, misternie uknuta intryga kryminalna i fantastyczne osadzenie akcji w klimacie 1944 roku. To również ogromna dawka wiedzy. Pojawią się tu loże masońskie, a ich historia i założenia przedstawione są bardzo przystępnie i niezwykle ciekawie. Możemy dowiedzieć się również interesujących rzeczy o zegarze astronomicznym Hansa Düringera, który znajduje się w Bazylice Mariackiej w Gdańsku, o którym, przyznaję, nie słyszałam wcześniej nic a nic. Ta książka nie tylko dostarcza rozrywki, wciąga klimatem, ale też uczy. Autor świetnie prowadzi akcję i buduje swoje postacie. Odkąd czytam jego książki, myślę, że są to jedne z lepszych kryminałów noir na naszym polskim rynku.
Dobrze jest też czytać po kolei, bo wtedy świetnie rozumiemy chronologię wydarzeń i śledzimy osobiste zmagania bohaterów z życiem w tak trudnej, przedwojennej, a potem już wojennej rzeczywistości. Ogromnie polecam.
„Miasto duchów” Krzysztof Bochus, wydawnictwo Skarpa Warszawska 2019