Archiwa tagu: feminizm

„Dziewczyna, kobieta, inna” Bernardine Evaristo

To jest fantastycznie napisana powieść. Początkowo miałam z nią problem. Brak znaków interpunkcyjnych, poza przecinkami czy pytajnikami, brak dużych liter i nie wyszczególnione dialogi, sprawiały mi trudność w czytaniu. Ale… okazało się, że to tylko kwestia przyzwyczajenia. Po kilkunastu stronach, zupełnie przestała mi przeszkadzać struktura powieści, jej wygląd, zdania, które powinny być w jednym wersie, a są w trzech. Wszystko to uwypukla tylko wyjątkowość tej powieści. Czyta się to tak płynnie, tak szybko i z zachwytem dla języka, który jest tu bardzo bogaty, pełny „odcieni”, emocji, a także zwięzłości, celności i puent. Ewidentnie to lekkie pióro Bernardine Evaristo, ale również ogromny talent tłumaczki: Agi Zano, która naprawdę (choć nie znam oryginału) zrobiła z tą powieścią coś niebywałego. Uważam, że język niewątpliwie jest tu ogromnym atutem. Jest piękny, bywa potoczny i prosty, świetnie ukazując różnice kulturowe bohaterów i bohaterek, ich pochodzenie czy przynależność do danej struktury społecznej.

„Dziewczyna, kobieta, inna” to książka opowiadająca historie dwunastu kobiet. Ich życia tętnią, ich problemy są ważne i poważne, ale przede wszystkim uniwersalne. Pochodzenie etniczne, rasa, kolor skóry, przynależność klasowa – to główne kwestie poruszane w tej powieści. Czasem miałam wrażenie, że jest tego za dużo, tak jakby autorka zebrała wszystkie możliwe i istniejące na świecie problemy kobiet i wrzuciła do jednego wora. Ale, czy faktycznie tak należy na to patrzeć? Wydaje mi się, że jednak ważnym jest tak duże skondensowanie tych wszystkich problemów w jednym miejscu, bo to pokazuje czytelnikowi o co tak naprawdę człowiek powinien walczyć i jak się czuje, gdy na jego drodze pojawiają się bariery związane z kolorem skóry czy pochodzeniem. Same bohaterki (których imion już nawet nie pamiętam) nie są tu chyba aż tak istotne, choć gdyby o każdej napisać osobną książkę, to każda z nich byłaby na pewno bardzo ciekawa. Myślę, że bardziej należy się skupić na opisanych przez nie traumach, niesprawiedliwościach, traktowaniu – tak przynajmniej ja to odbieram.

Każda z kobiet, nieważne w jakim jest wieku i na jakim etapie życia, boryka się tu z czymś, co każe jej walczyć o siebie. Jedna w wieku trzynastu lat przeżyła gwałt zbiorowy, inna (lesbijka) była w toksycznym związku, który dusił ją do granic możliwości, inna (z racji tego że jest kolorową kobietą) walczyła przez wiele lat, by wyreżyserowany przez nią spektakl „Ostatnia Amazonka Dahomeju” (zresztą symbolicznie ważny dla każdej kobiety – wojowniczki) został wystawiony w londyńskim The National, jeszcze inna z kolei dorasta i szuka własnej drogi, uczy się czym jest tożsamość seksualna, walczy o prawa osób niebinarnych czy nieheteronormatywnych, a jeszcze inna próbuje nauczyć swoje dzieci odwagi, by przestały się bać tego, że są „kolorowe”. Są tu matki, córki, kochanki, babki, które tworzą wspólnotę dziewczyn, kobiet, innych. One pragną być kochane i akceptowane, i mieć pełne poczucie własnej tożsamości i wartości, w którym kolor skóry przestaje być istotny. To co tu jest bardzo ważne to „czarne braterstwo i siostrzeństwo”. Ale nie tylko historie kobiet są tu obecne, jest też opowieść o Rolandzie, kolorowym geju, który uważa, że „niby dlaczego to on miałby dźwigać na swych barkach ciężar reprezentowania tej tożsamości, skoro ona i tak będzie mu jedynie kulą u nogi? od białych oczekuje się tylko, że będą reprezentować samych siebie, a nie całą swoją rasę”.

Podobało mi się, że wszystkie te historie w jakichś malutkich szczególikach łączą się ze sobą i tak naprawdę można by uznać, że ta powieść jest zwyczajnie o aktualnym społeczeństwie, o CZŁOWIEKU. Możemy go nazywać transpłciowym, lesbijką, gejem, transkobietą, transmężczyzną, sychnogenderem czy polygenderem, ale za każdym razem jest to człowiek, istota ludzka, której należy się po prostu szacunek. „o, być jedną z uprzywilejowanych tego świata, którzy za coś oczywistego biorą swoje prawo do surfowania po całym globie, niezakłócenie, niepodejrzanie, z poszanowaniem”.

Ważnym tłem jest Londyn czy inne miejsca a Wielkiej Brytanii. Opisy ulic, spelunek, klubów, sklepów, squatów, wszystko to jest idealnie wpasowane w historię, co czasem dodaje mroku psychodelii a czasem też schronienia przed złem tego świata.

Świetnie przedstawiony świat, pełen różnych hierarchii, brudu i kontrastów, a z drugiej strony pełen życia, pulsujący wręcz siłą i różnorodny tak bardzo, jak tylko mógłby być, gdyby nie był tłamszony przez władców naszego świata, którzy kwestie tolerancji, rasy, tożsamości seksualnej, wyznania, upychają w najgłębsze czeluście, lub pałują, bo zwyczajnie boją się inności, chcąc władzy nad zerojedynkowym światem, który przecież nigdy taki nie był i nie będzie.

„Dziewczyna, kobieta, inna” Bernardine Evaristo, tłumaczenie Aga Zano, Wydawnictwo Poznańskie, 2021

„Moje życie w drodze” Gloria Steinem

aaa„Kiedyś uważałam, że są tylko dwie możliwości. Pierwsza, w którą wierzyło wiele osób: że równość mężczyzn i kobiet jest niemożliwa i sprzeczna z naturą ludzką. Druga, w której wiele pokładało nadzieję: że w przyszłości, po raz pierwszy, równość stanie się możliwa. Po konferencji w Houston i po spędzeniu dłuższego czasu wśród kobiet i mężczyzn z Terytorium Indiańskiego, zaczęłam myśleć, że być może istnieje trzecia opcja: że równowaga między tym co męskie, a tym, co kobiece, istniała już w przeszłości i że, dla nielicznych, istnieje nadal. Są ludzie, od których można się jej uczyć. Kiedy naszymi przywódcami stają się nowi ludzie, dostrzegamy nowy kraj”.

Gloria Steinem to amerykańska aktywistka i dziennikarka, aktualnie mająca 86 lat. Książka „Moje życie w drodze” to autobiografia autorki, a jednocześnie fantastyczna podróż przez Amerykę, głównie lat 60-70, podczas której poznajemy Glorię jako założycielkę feministycznego pisma „Ms.”, działaczkę na rzecz dyskryminowanych (nie tylko kobiet), ale przede wszystkim, jako wrażliwą na cudzą krzywdę i niesprawiedliwość kobietę. Problemy, jakich dotyka Gloria dotyczą tylko Ameryki, kraju w którym rasizm, seksizm, dyskryminacja ze względu na pochodzenie, stan zdrowia (niepełnosprawność), wiek, stan majątkowy są niezwykle widoczne. Oczywiście każdy kraj można by tutaj przywołać, bo wszędzie są problemy z brakiem tolerancji, ale tutaj akurat uwaga czytelnika skupiona jest na Stanach Zjednoczonych. Po tych stanach podróżuje autorka wygłaszając wykłady, przemawiając publicznie (czego nie cierpi) na kampusach studenckich, organizując pikiety czy nawołując ludzi do walki na rzecz równouprawnienia. Dorywczo pisze artykuły do amerykańskich gazet, przeprowadza wywiady z politykami, bierze udział w kampaniach wyborczych polityków ubiegających się o stanowisko w Kongresie. Sporo pisze m.in. o kampanii prezydenckiej, w której startowała Hilary Clinton i Barack Obama, ale wraca też pamięcią do rządów Kennedy’ego, Roosevelta czy Nixona. Nieobcy jest jej też temat wojny w Wietnamie, morderstwo Martina Luthera Kinga, czy kwestia tożsamości i praw rdzennych Amerykanów, sytuacja kobiet – kelnerek, stewardess, oraz zwykłych kierowców tirów, którzy też napotykają różnego rodzaju problemy.

Jej życie w drodze, jak mówi tytuł, to naturalnie przedłużony sposób życia jakiego nauczyli ją rodzice, głównie ojciec, który nigdzie nie mógł długo zagrzać miejsca. Gloria nie chodziła do szkoły, gdyż rodzice uważali, że to podróże kształcą. Matka właściwie poświęcała swoje życie bardziej, nie czując do końca bakcyla ustawicznego wędrowania, to jednak życie rodziny Steinem płynęło na wiecznej migracji z miejsca na miejsce, która zarabiała imając się różnych dorywczych prac czy też żyła ze zbieractwa. Ta włóczęga sprawiła, że dorosła już Gloria nadal chce poznawać świat, czuć z nim jedność, poznawać nowych ludzi. Oczywiście tęsknota za domem, jako fizycznym miejscem, również się w niej budzi, ale jak sama przyznaje, stworzyć dom, do którego może wracać, udaje się jej dopiero po pięćdziesiątce. Większość swojego życia spędza w autobusach, samolotach, samochodach jeżdżąc od stanu do stanu, poznając nie tylko osoby uciśnione, ale podobne sobie działaczki i działaczy. Wymienia wiele nazwisk, które nam niewiele mówią, ale są ważne dla historii ruchu emancypacyjnego w Stanach. W pamięci została mi m.in. Wilma Mankiller (swoiste nazwisko, nieprawdaż?) i Flo Kennedy.

Jest tu poruszonych tak wiele ważnych tematów, że trudno o wszystkich z nich powiedzieć w skrócie. Na pewno najważniejsze są tu prawa kobiet. Sama Gloria często używa słów w żeńskiej formie „byliśmy i byłyśmy”, „powinnyśmy i powinniśmy” „kierowczyni”, „wódzka”, „prezydentka”, „świadkini”, co może brzmieć dziwnie, ale ma swoje racje. Co ciekawe, autorka wcale w tej książce nie nawołuje do tego, by być feministką czy feministą, nie namawia i nie krzyczy „róbmy tak, bo ja tak mówię”. Ona przede wszystkich słucha, wyraża opinie, delikatnie sugeruje, co można zmienić i jak, pomaga napotkanym kobietom w walce o siebie zwykłą rozmową, wskazaniem jakiejś możliwości, zbiera fundusze na różne cele, ale przede wszystkim słucha i rozmawia.  No i oczywiście sama też się wiele uczy od napotkanych w drodze osób.

Warto dodać, że w 2013r. Gloria Steinem otrzymała od Baracka Obamy najwyższe cywilne odznaczenie w Stanach Zjednoczonych: Medal of Freedom, za swoją działalność na rzecz równouprawnienia.

Ta książka otwiera oczy na wiele spraw, o których się normalnie może się nie myśli, nie pamięta, tym bardziej, że kogo z nas obchodzą losy Ameryki tak naprawdę? Tyle, że tu nie chodzi o losy kraju, ale o prawa człowieka w ogóle. I jak weźmiemy pod lupę nasze państwo, szczególnie w aktualnej sytuacji przedwyborczej, to okazuje się, że my też mamy wiele za uszami i dużo trzeba by ponaprawiać. Warto sięgnąć po tę książkę, choćby dlatego, że jesteśmy ludźmi i sami życzylibyśmy sobie zawsze równego traktowania. Polecam. 

„Musimy nie tylko głosować, ale też walczyć o głosy. Kabina do głosowania naprawdę jest jedynym miejscem na ziemi, w którym najsłabsi liczą się dokładnie tak samo jak najpotężniejsi. […] Prawdą jest, że nie wiemy, które z naszych działań, podejmowanych tu i teraz, mogą wpłynąć na kształt przyszłości. Musimy jednak zachowywać się tak, jak gdyby wszystko, co robimy, miało znaczenie. Ponieważ może mieć. Jak powiedziałaby moja matka: „Demokracja jest ziarnem, które może zostać zasiane tylko tam, gdzie ty jesteś”. 

„Moje życie w drodze” Gloria Steinem, tłumaczenie Anna Dzierzgowska, Wydawnictwo Poradnia K., 2020.