„Im dłużej Vytautas i Mateusz przemierzali wioskę, tym bardziej zdawał się narastać półmrok. Jakby od dawna zapadał zmierzch, choć elektroniczny zegarek w samochodzie wskazywał godzinę przedpołudniową. Natężenie światła idealnie pasowało do scenerii wokół – pagórkowatych. ogrodzonych splątanymi drutami pól, pojedynczych, pozbawionych liści drzew i krzewów, szaro-brązowych, bo na pewno nie zielonych łąk i wreszcie czasem tradycyjnie drewnianych, czasem murowanych, rozrzuconych w dużych odległościach od siebie domów z rdzewiejącymi blaszanymi dachami i na wpół zrujnowanymi dobudówkami. Gdzieniegdzie sąsiadowały z nimi spróchniałe, grożące zawaleniem stodoły. Tu i ówdzie walały się porzucone, zardzewiałe, od dawna nieużywane narzędzia rolnicze z poprzedniej epoki – sieczkarnie, brona, kopaczki, siewniki, manysze, zgrabiarki, kosiarki, pługi, kultywatory i opielacze. Na niektórych zdążyły wyrosnąć krzaki i drzewa, oplatające je jak pajęczyna lub połączone z nimi na stałe niczym pasożyty albo syjamskie bliźnięta. Podręcznikowy koniec świata. Albo lepiej, miejsce, gdzie diabeł mówi już nie tylko „dobranoc” ale i „na zdrowie” i „smacznego”! Idealne, by strzelić sobie w łeb. Albo kogoś zamordować.”
Przytoczyłam ten fragment ze strony 93, po to by przybliżyć klimat wioski Jodoziory na Suwalszczyźnie, gdzie autor umiejscowił akcję „Inkuba”. Niezwykle mroczna sceneria, smutna, przytłaczająca, surowa, w swej burości beznadziejna i w swym ponuractwie wyzwalająca najgorsze instynkty. Ta wioska to miejsce pełne grozy, a czasem objawiająca się w tych rejonach zorza polarna wyzwala dziwne zachowania wśród ludzi. Nie tylko teraz. Podobnie było w latach 70-tych, do których przenosimy się również, bo autor zaserwował akcję dziejącą się dwutorowo. Tajemnicze zielone światło zorzy miesza się z zielonym światłem „wypływającym” z jednej z chatek. Krąży legenda, że kiedyś mieszkała tam czarownica. Jest też inny dom, który uznany jest za nawiedzony. Zamknięty na cztery spusty, otoczony ogrodzeniem, jakby był w klatce. Dlaczego?
W Jodoziorach znalezione zostają ciała pary staruszków, ciała zamienione jakimś dziwnym sposobem w popiół, a po przyjeździe policji, ni stąd ni zowąd wali się nagle ich dom. Młody policjant badający sprawę ich śmierci nagle popełnia samobójstwo. Tylko czy na pewno to samobójstwo? Wątpi w to Vytautas Cesnauskis, pseudo Vitek lub Czesław – policjant litewskiego pochodzenia, sprowadzony do pomocy w śledztwie w Jodoziorach. Wraz ze swoim przyjacielem Mateuszem (również policjantem i świetnym kompanem słynącym z genialnych żartów) próbują rozwikłać sprawę śmierci młodego. Vitkowi coś nie daje spokoju. Intuicja podpowiada mu, że tu chodzi o coś znacznie większego, ważniejszego, ale i bardzo tajemniczego. Zamknięta, mała społeczność smutnych, chorowitych ludzi naprowadza go powoli na trop. Ale wszystkiemu towarzyszyć będzie groza, niepokój, demoniczny klimat i dziwne zjawiska oraz dziwne ludzkie zachowania. Przytaczana historia z lat 70-tych oraz obraz mieszkańców wioski w tamtych czasie niewiele odbiega od aktualnego. Również wtedy Jodoziory były wylęgarnią najgorszych instynktów, zła i chorób. Jakby sam diabeł zamieszkał w tym miejscu…. Hmmm…
Ta książka ma ponad 700 stron, ale czyta się ją bardzo szybko. Autor zamyka czasem rozdział takim jednozdaniowym twistem, że nie ma szansy na odłożenie lektury choćby na chwilę. Niesamowicie mnie wciągnęła ta historia. Rzadko czytam horrory, czy książki grozy i przyznaję, że „Inkub” nie był dla mnie czymś BARDZO przerażającym, czymś BARDZO strasznym i historia sama w sobie nie sprawiła, że bałam się w nocy iść do łazienki, niemniej jednak ta gęsta atmosfera niepokoju i grozy podczas lektury jest dla mnie dużo bardziej fascynująca. Utrzymać akcję na tylu stronach w takim klimacie nie jest proste. Owszem, pojawiają się wątki lżejsze, typu zauroczenie Vitka Sylwią i jego miłosne, nieśmiałe przemyślenia, ale to dodaje uroku bohaterowi. To ciekawa i sympatyczna postać trzydziestoletniego, niezwykle skutecznego, upartego i ambitnego policjanta, ale nieśmiałego i trochę pogubionego w życiu prywatnym jeszcze chłopaka. No i przyznaję, że końcówka książki tak mnie zaskoczyła i skołowała, że chyba będę musiała przeczytać ją jeszcze raz, co nawet sam autor w posłowiu sugeruje :)
Bardzo polecam miłośnikom dobrej powieści grozy. Nie dość, że świetne napisane, z ciekawymi wątkami (zaczerpniętymi z prawdziwych opowieści i podań), to jeszcze nasze, polskie. Warto! Premiera książki 3-go kwietnia!
„Inkub” Artur Urbanowicz, wydawnictwo Vesper 2019