
Trzecia, ostatnia część trylogii „Profanum” autorstwa Marcina Dudzińskiego znów bardzo mi się podobała. Mocny kryminał trzymający cały czas w napięciu z zaskakującą końcówką. Po „Przeciwko bratu” i „Z moich kości” to świetna kontynuacja losów braci: Jerzego (komisarza policji w Częstochowie, ostatnio zaginionego) i Stanisława (biskupa częstochowskiej katedry, siedzącego w areszcie za molestowanie kobiet) Walterów. Obaj mają ze sobą na pieńku, stoją po przeciwnych stronach mocy. Jeden jest po stronie dobra, drugi ma zło we krwi. Policjant osądzający własnego brata cierpi z powodów osobistych. A biskup, który powinien czcić to, co święte i mieć nieskalane krwią ręce i niestety działa na przekór zasadom. Współpracuje z seryjnym mordercą Rzeźnikiem, który od pierwszej części trylogii grasuje w Częstochowie i popełnia makabryczne zbrodnie.
W ostatniej części Rzeźnik znów atakuje. Tym razem zwłoki zamordowanej kobiety zostają powieszone niczym na krzyżu na figurze Chrystysa znajdującej się niedaleko trasy DK 1 w Częstochowie. Jest 21 grudzień 2015r., po upalnym lecie nadchodzi okres świąteczny, jest śnieg i mróz. Dwóch pracowników pobliskiego marketu budowlanego idzie do pracy. Przechodząc obok pomnika Chrystusa doznają szoku. I to jest pierwsza scena z książki „Za nami wszystkimi”. Kolejne rozdziały to opowieść o tym, co wydarzyło się kilka miesięcy wcześniej. Dopiero w finale czytelnik dowie się kim była zamordowana kobieta i jakie to będzie miało konsekwencje dla bohaterów.
Z poprzedniej części wiemy, że komisarz Jerzy Walter zaginął. Policja prowadzi śledztwo w sprawie morderstw Rzeźnika (nadal nie wyjaśnionych), którego nie ujęto, no ale musi również odszukać komisarza. Naczelnik Marek Marczuk, najbliższy przyjaciel Jerzego trafi na pewne ślady. Własne śledztwo prowadzić będzie też prokurator Edyta Lichota, którą przysłano z Warszawy do tej, według niej, „prowincjonalnej” dziury jaką jest Częstochowa. Jako, że sama mieszkam w Częstochowie zdenerwowało mnie jej podejście, ale z drugiej strony, nie ma się co dziwić porównując moje miasto do stolicy. W każdym razie, jest to fajnie pokazane na przykład w pewnym dialogu między komendantem, profilerem, a panią prokurator właśnie:
„[…] Pali pan? – Rzuciłem lata temu, po przeprowadzce na Śląsk. Tamtejsze powietrze daje podobny efekt. – Chciał pan chyba powiedzieć tutejsze – poprawiła go Lichota. Na twarzy profilera pojawiło się szczere zdumienie. – Właśnie dokonała pani prokurator największej obrazy tego miasta, a mieszkańców spoliczkowała tak mocno, że aż się dziwię, że jeszcze nie idą na nas z kosami! Pan komendant się pewnie ze mną zgodzi – wywołał Kruppa do odpowiedzi. – To prawda. Żadne z nich hanysy. Czestochowa nie ma wiele wspólnego ze Śląskiem, poza województwem oczywiście. – To z czym ma? Bo chyba nie z Bogiem, mimo oczywistych skojarzeń. – Właściwie to nie wiadomo – odparł Krupp. – Mówią, że z Wieluniem, Zawierciem, Krakowem. Parę dni temu czytałem nawet o tym artykuł. Językowo czerpią z kilku gwar naraz. Mają nawet swoje określenie na to, co teraz robimy. Powiedzieliby, że popychamy pierdoły – stwierdził tonem belfra profiler. Ale najbliżej im chyba jednak do Krakowa. Wyżyna, Jura…. – Dziura, a nie Jura raczej – odpowiedziała prześmiewczo. […]”
Nie mogę zdradzać zbyt wielu szczegółów fabuły, bo jak to w kryminale akcja pędzi i wszystko jest ze sobą powiązane. Powiem tylko, że pani prokurator ma też swoje za uszami, choć robi z siebie twardą babkę, postać biskupa Stanisława już nie będzie tak silna, jakby mu się mogło wydawać, mimo, iż opuści on areszt i wróci do miasta, Ktoś będzie pożądał władzy bardziej niż biskup i nie będzie to Rzeźnik, który prawdę mówiąc działa tylko na zlecenie. Czy Jerzy Walter się odnajdzie? Kim naprawdę jest Anna Sztern i dlaczego to od niej wszystko się zaczęło? Dlaczego poznana w pierwszej części Alicja Drylska wróci do Częstochowy? Jak w tym wszystkim odnajdzie się Marczuk?
Wiem, że te nazwiska nie mówią nic osobom, które nie czytały poprzednich dwóch tomów, no ale tylko tak można je poznać – czytając trylogię od początku. Finał „Za nami wszystkimi” nie daje szans na kontynuację, myślę, że zakończenie jest takie, jak powinno być. Wszystko się wyjaśnia i nie byłoby sensu na siłę ciągnąć wątków w kolejnej części. Zresztą, jak sam autor w „Podziękowaniach” nadmienił „Walterowie już nie powrócą. Nawet oni nie daliby rady”.
Podobało mi się tu napięcie i sprawnie poprowadzone historie bohaterów, które się dobrze ze sobą łączyły. Zło jakie dzieje się w Kościele niestety jest tu mroczną częścią historii. Zło również jest w człowieku, co dobrze widać po niektórych wykreowanych postaciach, które autor interesująco przedstawia, wracając do ich dzieciństwa i pokazując, skąd to zło mogło się wziąć i jakie przeżycia mogą doprowadzić do tego, jakim człowiek staje się w przyszłości.
Świetne zakończenie historii, z przyjemnością śledziłam akcję dziejącą się w dzielnicach mi znanych, na ulicach i w miejscach, którymi sama chodzę. Żal, że już koniec, choć faktycznie nie były to łatwe w odbiorze emocjonalnym książki. Jest tu mrok, „ciemność” taka w przenośni dotycząca ludzkiej duszy, brutalność i strach. Kryminały rządzą się swoimi prawami, więc tak to wygląda, ale warto, jeśli lubicie ten gatunek.
„Za nami wszystkimi” Marcin Dudziński, wydawnictwo Czarna Owca, 2021