
„Pracował w policji trzynaście lat, widział wiele zła i morze okrucieństwa. Po nocach śniły mu się oskórowane zwłoki, zdekapitowane ciała, poobcinane piłą ręczną kończyny i wydłubane oczy, które turlały się po prześcieradle niczym plastikowe kulki do zabawy. Czuł zatruty oddech zła podczas bezsennych nocy. Zapewne to ono fundowało mu lęk i cierpienie, wobec którego był bezradny, zwijając się nago w kłębek i gryząc wargi do krwi”.
Marek Smuga, bohater „Czarnej krwi” jest stosunkowo młodym policjantem, właściwie był. Pewna traumatyczna sprawa z przeszłości wpłynęła zarówno na jego życie osobiste jak i zawodowe. Od tamtej pory jest prywatnym detektywem, który jakieś tam kontakty w policji jeszcze ma, ale zbytnio lubiany nie jest, koledzy mu już nie ufają. Dlaczego? Jego osobiste życie legło w gruzach, a będąc w policji widział już zbyt wiele, o czym mówi powyższy cytat. To nie wpływa na niego dobrze. Depresja się pogłębia, wjeżdża xanax, inaczej nie da się funkcjonować.
Smuga zostaje zatrudniony przez Annę Korn, której mąż nagle ginie w pożarze własnego klubu nocnego. Przypadek? Morderstwo? Zaplanowana zbrodnia? Wszystko byłoby mniej skomplikowane, gdyby nie fakt, że na ciele denata ktoś wyrył pewien napis. To on właśnie zaprowadzi Smugę, ale przede wszystkim najpierw czytelnika, do wojennej przeszłości Warszawy. Dzielnice Międzylesie i Wawer staną się miejscami tajemniczych rabunków, zemst NKWD, UB, gdzie prym wiedzie niejaki Czarny, który gani szabrowników, wymusza okupy, jest niebezpieczny ale i wrażliwy. Jaka jest jego historia i co ma ona wspólnego z czasami współczesnymi, kiedy to w mrocznej Warszawie pożar klubu nie okaże się jedynym zagrożeniem dla rodziny Kornów? Tajemnicze maile, groźby od nieznajomego człowieka, kolejny trup, to wszystko wprowadza Smugę na tory niebezpiecznej gry pomiędzy Kornami, a kimś, kto najwidoczniej zna tę rodzinę i nie życzy jej najlepiej. Jak poradzi sobie nasz bohater, świetnie zresztą wykreowany przez autora? Czy on sam nie będzie w niebezpieczeństwie?
Krzysztof Bochus napisał kolejny bardzo dobry kryminał. Tym razem już nie retro, ale dziejący się w czasach współczesnych. Warszawa tu przedstawiona jest w sposób dość tajemniczy, brudny, mroczny i właściwie nieco podobny do czasów, kiedy poznajemy losy Czarnego, mówiącego „Skurwiona ziemia, skundleni ludzie. Zły czas na miłość”. Bochus jako wielki fan historii oczywiście obrazowo przedstawia czasy Czarnego, spaloną przez Niemców Warszawę, masakrę wawerską z początku wojny, o której naprawdę dużo dowiadujemy się z tej książki. Podobała mi się atmosfera obu wytworzonych perspektyw, to znaczy tej dziejącej się teraz i tej z 1944r. Bardzo obrazowo i ciekawie pisze pan Bochus. Duża wiedza historyczna, mnóstwo czasu spędzonego w archiwach, o czym też mówi autor w podziękowaniach i ilość przypisów, świadczą o dużym przygotowaniu merytorycznym.
Dodatkowo umiejętność budowania napięcia i tworzenia samej fabuły również mi się bardzo podobają. Już we wcześniejszych książkach dało się zauważyć niezwykłą łatwość autora do plątania wątków i do świetnego ich rozplątywania w finale. Na tym polega według mnie dobry kryminał, który dostarcza emocji i którego nie chce się odkładać. Wessało mnie w tę historię, a zakończenie zaskoczyło, co również cenię. Liczę, że będzie kontynuacja serii z Markiem Smugą, choć oczywiście tęsknię też za radcą Abellem i wachmistrzem Kukułką.
Za egzemplarz przedpremierowy dziękuję Autorowi i Wydawnictwu.
„Czarna Krew” Krzysztof Bochus, wyd. Skarpa Warszawska, 2022