Archiwa tagu: krzysztof bochus

„Czarna krew” Krzysztof Bochus

„Pracował w policji trzynaście lat, widział wiele zła i morze okrucieństwa. Po nocach śniły mu się oskórowane zwłoki, zdekapitowane ciała, poobcinane piłą ręczną kończyny i wydłubane oczy, które turlały się po prześcieradle niczym plastikowe kulki do zabawy. Czuł zatruty oddech zła podczas bezsennych nocy. Zapewne to ono fundowało mu lęk i cierpienie, wobec którego był bezradny, zwijając się nago w kłębek i gryząc wargi do krwi”.

Marek Smuga, bohater „Czarnej krwi” jest stosunkowo młodym policjantem, właściwie był. Pewna traumatyczna sprawa z przeszłości wpłynęła zarówno na jego życie osobiste jak i zawodowe. Od tamtej pory jest prywatnym detektywem, który jakieś tam kontakty w policji jeszcze ma, ale zbytnio lubiany nie jest, koledzy mu już nie ufają. Dlaczego? Jego osobiste życie legło w gruzach, a będąc w policji widział już zbyt wiele, o czym mówi powyższy cytat. To nie wpływa na niego dobrze. Depresja się pogłębia, wjeżdża xanax, inaczej nie da się funkcjonować.

Smuga zostaje zatrudniony przez Annę Korn, której mąż nagle ginie w pożarze własnego klubu nocnego. Przypadek? Morderstwo? Zaplanowana zbrodnia? Wszystko byłoby mniej skomplikowane, gdyby nie fakt, że na ciele denata ktoś wyrył pewien napis. To on właśnie zaprowadzi Smugę, ale przede wszystkim najpierw czytelnika, do wojennej przeszłości Warszawy. Dzielnice Międzylesie i Wawer staną się miejscami tajemniczych rabunków, zemst NKWD, UB, gdzie prym wiedzie niejaki Czarny, który gani szabrowników, wymusza okupy, jest niebezpieczny ale i wrażliwy. Jaka jest jego historia i co ma ona wspólnego z czasami współczesnymi, kiedy to w mrocznej Warszawie pożar klubu nie okaże się jedynym zagrożeniem dla rodziny Kornów? Tajemnicze maile, groźby od nieznajomego człowieka, kolejny trup, to wszystko wprowadza Smugę na tory niebezpiecznej gry pomiędzy Kornami, a kimś, kto najwidoczniej zna tę rodzinę i nie życzy jej najlepiej. Jak poradzi sobie nasz bohater, świetnie zresztą wykreowany przez autora? Czy on sam nie będzie w niebezpieczeństwie?

Krzysztof Bochus napisał kolejny bardzo dobry kryminał. Tym razem już nie retro, ale dziejący się w czasach współczesnych. Warszawa tu przedstawiona jest w sposób dość tajemniczy, brudny, mroczny i właściwie nieco podobny do czasów, kiedy poznajemy losy Czarnego, mówiącego „Skurwiona ziemia, skundleni ludzie. Zły czas na miłość”. Bochus jako wielki fan historii oczywiście obrazowo przedstawia czasy Czarnego, spaloną przez Niemców Warszawę, masakrę wawerską z początku wojny, o której naprawdę dużo dowiadujemy się z tej książki. Podobała mi się atmosfera obu wytworzonych perspektyw, to znaczy tej dziejącej się teraz i tej z 1944r. Bardzo obrazowo i ciekawie pisze pan Bochus. Duża wiedza historyczna, mnóstwo czasu spędzonego w archiwach, o czym też mówi autor w podziękowaniach i ilość przypisów, świadczą o dużym przygotowaniu merytorycznym.

Dodatkowo umiejętność budowania napięcia i tworzenia samej fabuły również mi się bardzo podobają. Już we wcześniejszych książkach dało się zauważyć niezwykłą łatwość autora do plątania wątków i do świetnego ich rozplątywania w finale. Na tym polega według mnie dobry kryminał, który dostarcza emocji i którego nie chce się odkładać. Wessało mnie w tę historię, a zakończenie zaskoczyło, co również cenię. Liczę, że będzie kontynuacja serii z Markiem Smugą, choć oczywiście tęsknię też za radcą Abellem i wachmistrzem Kukułką.

Za egzemplarz przedpremierowy dziękuję Autorowi i Wydawnictwu.

„Czarna Krew” Krzysztof Bochus, wyd. Skarpa Warszawska, 2022

„Wirtuoz” Krzysztof Bochus

„W taksówce lekko szemrało radio. Morawiecki idzie na wojnę z Unią. Nadchodzi czwarta fala. Pisarz tłumaczy, dlaczego nazwał prezydenta debilem. Czy Biden nie jest za stary… Z ulgą przyjął koniec serwisu. Miał już dość złych wiadomości. Osaczały go ze wszystkich stron jak żądliwe osy. -Może poszukać jakiejś muzy?- powiedział do taksówkarza. – Nie ma sprawy. Po chwili z głośnika popłynął usypiający głos Korteza: „Ostatnio wstać mi coraz trudniej, za długa noc, za krótki dzień, a każdy miesiąc jest jak grudzień przez żaluzje”.

Dlaczego taki cytat na początek? Bo podoba mi się jak autor wplata aktualności z naszej rzeczywistości w historię detektywistyczno-sensacyjną, pełną zagadek i odniesień do historii. Współczesna muzyka, sytuacja polityczna, czy pandemia Covid-19 „towarzyszą” głównemu bohaterowi, Adamowi Bergowi, którego znamy już z poprzednich części cyklu „Lista Lucyfera”, „Boski Znak” i „Klątwa Lucyfera”. Wszystkie oczywiście czytałam i mniej więcej pamiętam, jak toczy się życie Berga. Aktualnie jest w związku z Miłką – młodą hakerką, nieco zbuntowaną, chadzającą własnymi ścieżkami, która nigdy nie działa zgodnie z prawem, przez co naraża czasem swoje życie, ale która też pragnie miłości i chyba wreszcie znalazła spokojną przystań u boku Berga.

Berg jest dziennikarzem śledczym zajmującym się odnajdywaniem artefaktów historycznych, czesto zagrabionych z Polski podczas wojen. Nie jest to łatwa robota, ale fascynująca, no i niestety bywa bardzo niebezpieczna, o czym przekonał się Berg już wcześniej na własnej skórze. W poprzednich cześciach cyklu udało mu się też odnaleźć wiele skarbów ważnych dla historii Polski. Tu, w „Wirtuozie”, będzie szukał oryginalnego fortepianu Chopina. Zleci to Bergowi córka Marii Sobol, kobiety, która właśnie zmarła, ale wcześniej zgromadziła ogromne dossier z dowodami, że fortepian nie został zniszczony jak mówi historia. A co mówią fakty historyczne? Ano to, że podczas zamachu 19 września 1863r. na namiestnika Królestwa Polskiego, Fiodora Berga (zbieżność nazwisk przypadkowa z bohaterem powieści), powstańcy styczniowi rzucili bombę z okna pałacu Zamoyskich na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. W odwecie Rosjanie zdemolowali budynek pałacu, wyrzucając przez okno i niszcząc w ten sposób fortepian Chopina. Tylko że Maria Sobol uważała inaczej. Również uparła się, że to właśnie Berg ma odnaleźć ten fortepian, bo uznała, że jeśli tak się stanie, to zmieni to całą dotychczasową historię polskiej kultury. Dodatkowo, ważne jest też odnalezienie pewnych obrazów z wizerunkiem Chopina, które również zaginęły, ale jak się okazuje, niegdyś przypadkowo Sobol zauważyła je w pewnym, starym, niemieckim serialu (jako scenografia). Co się z nimi zatem stało?

Taki mniej więcej jest zarys tego, co w książce się wydarzy. Berg będzie musiał odwiedzić kilka miejsc (Niemcy, Estonię, a nawet Majorkę). Podobało mi się, bo akcja mnie wciągnęła, zagadka historyczna okazała się przeciekawa, pełna smaczków i detali, nad którymi widać, że autor spędził sporo czasu. Ciekawe były zarówno szczegóły dotyczące Fiodora Berga, jak i Fryderyka Chopina, których nie znałam. Nabudowanie wokół tych postaci całej tej historii wymagało na pewno ogromnej wiedzy, czasu i przede wszystkim zapału. To wszystko widać. Czuje się, że autor kocha historię i lubuje się w różnego rodzaju zagadkach, tajemnicach, szyfrach, kodach, co zresztą sam przyznaje w „Posłowiu”. No i też, jak mówi, kocha muzykę Chopina.

Czy Bergowi udało się odnaleźć przypuszczalnie zaginiony fortepian? Czy jego osobiste życie wreszcie ma szansę się ułożyć? Kim są ludzie, którzy śledzą jego dziewczynę? A przede wszystkim kim jest tytułowy wirtuoz? I wreszcie, czy finał dla Was będzie równie szokujący jak dla mnie? Polecam. Fajna zabawa w detektywa z ciekawą historią Polski w tle.

Premiera książki jutro: 23.03.2022, nakładem wydawnictwa Skarpa Warszawska. Dziękuję za egzemplarz i autorowi za miły wpis.

„Wirtuoz”, Krzysztof Bochus, wyd. Skarpa Warszawska, 2022.

„Wachmistrz. Dogrywka” Krzysztof Bochus

Kolejna świetna powieść kryminalna Krzysztofa Bochusa. Nie ukrywam, że dobrze jest znać wcześniejsze książki autora z radcą Abellem i wachmistrzem Kukulką właśnie. Różnica jest taka, że w poprzednich to Abell był postacią wiodącą, a Kukulka, jako jego pomocnik, człowiek nieco bardziej porywczy i brutalniejszy w działaniu, przez co skuteczniejszy, zawsze był jednak na drugim planie. Jego postać domagała się wręcz (przynajmniej według mnie) uznania i stworzenia osobnych historii, gdzie Kukulka wysunąłby się na pierwszy plan. I bardzo się cieszę, że powstała pierwsza część pod tytułem „Wachmistrz”, o której już pisałam tutaj, a teraz ukazała się druga „Wachmistrz. Dogrywka”. Czytelnicy zorientowani w prozie Bochusa na pewno docenią ten fakt. Tych nie zorientowanych odsyłam do przeczytania najpierw wszystkich części z Abellem („Czarny manuskrypt”, „Martwy błękit”, „Szkarłatna głębia” i „Miasto Duchów”).

Kilka słów o fabule? Mamy rok 1930 i Wolne Miasto Gdańsk, które jest pogrążone w wielkim kryzysie. Nastała bieda. Straszna i tragiczna w skutkach. „Ludzie tracili dorobek życia. Gdańscy mieszczanie przeistaczali się w biedaków, nędza wypędzała ich żony na ulice. Kripo nigdy nie notowała tylu domorosłych prostytutek co w ostatnich tygodniach. Rosła lawinowo fala bankructw. Policja coraz częściej odcinała zesztywniałe zwłoki wisielców z ulicznych latarni lub wyciągała topielców z wody.” Obrazowo przedstawiona sytuacja mieszkańców Wolnego Miasta Gdańsk wywołuje smutek, ale momentami i obrzydzenie. Brud, smród, sperma i zgnilizna przetaczają się przez ulice, zaułki, spelunki. To w takich mrocznych rewirach wychował się Kukulka, zna różnych ludzi, czasem bywa ich postrachem i przekleństwem, jego twarz nierzadko jest poobijana. W takich właśnie warunkach policja Kripo odnotowuje kilka włamań z kradzieżą bardzo cennych przedmiotów z mieszkań bogatych (jeszcze się paru takich w mieście uchowało) obywateli. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że na miejscu kradzieży łupieżca / łupieżcy? zostawiają karteczki z cytatami z Biblii. Słowa z cytatów zawsze mają na celu pokazanie, że bogactwo to nie wszystko, że należy się dzielić z biednymi, że nie ma sprawiedliwości na świecie itp.

Kim jest złodziej lub też złodzieje i dlaczego bawią się w Robin Hooda? Kripo ma nie lada zagadkę – do śledztwa przydzielony zostaje radca Abell i wachmistrz Kukulka. Jak sobie poradzą? Co odkryją? Dlaczego przeszłość Kukulki okaże się tu tak istotna?

Podobało mi się tutaj to wyprowadzenie Kukulki do głównej roli. Dopiero zaczyna poznawać Abella, z którym później przecież połączy go niebywała przyjaźń i lojalność. Ich relacja zatem dopiero się nawiązuje, czy zatem mogą sobie ufać ? Obie postacie są świetnie nakreślone. Abell też dopiero rozpoczyna pracę przy śledztwach kryminalnych, a już widać jego zmysł organizacyjny, rzetelność, działanie przede wszystkim zgodnie z prawem. Kukulka jest poniekąd jego przeciwieństwem – choć też rzetelny to raczej woli załatwić coś pięścią, szantażem i groźbą. Ale… poznajemy go też z drugiej, wrażliwszej strony, kiedy wspomina o Marlenie, z którą ma zamiar się ożenić, czy o Elke, swojej siostrze. Zresztą sprawa jego siostry będzie tu też bardzo ważna, nadal to sprawa wywołującą demony przeszłości i chęć zemsty – szczegółów oczywiście nie zdradzę.

„To Abell był mózgiem i szefem, jedynym, którego Kukulka uznawał w tym gmachu. Nigdy nie kwestionował poleceń radcy i nie wysuwał się na plan pierwszy. Miał pewność, że Abell ceni jego umiejętności i spryt, ponieważ wachmistrz dysponował tym rodzajem doświadczenia, którego brakowało radcy: jego uniwersytetem była ulica. To chłodna inteligencja i metodyczność Abella dawały im przewagę nad przestępcami. Ale to Kukulka znał narzecze, którym przestępcy się posługiwali na co dzień – język cynizmu i siły”.

Bardzo fajnie spędziłam czas przy lekturze tej książki. Czyta się szybko a autor ma dużą wiedzę historyczną , która pomogła w stworzeniu tła do akcji. Obrazowość i pewne fakty (które przytoczone zostały w przypisach) nadają tej książce dodatkowego klimatu i sprawiają, że ta rzeczywistość Wolnego Miasta Gdańsk ożywa w wyobraźni. Nie wiem, czy będą kolejne tomy z wachmistrzem, ale chciałabym. Polubiłam go.

„Wachmistrz. Dogrywka”, Krzysztof Bochus, wydawnictwo Skarpa Warszawska, 2021

„Klątwa Lucyfera” Krzysztof Bochus

„Lubił tę porę dnia, gdy na miasto spadała nagle zasłona ciemności, jak kurtyna spuszczona z uwięzi. Skrywała wszelkie brudy zacierała kształty, wyzwalała wyobraźnię spętaną nakazem stałej czujności. Wtedy czuł się wolny. Bez maski, która stanowiła jego drugie ja. Musiał ją nosić dla własnego bezpieczeństwa, dopóki nie spełnił swej misji. Tego wielkiego zadania, które rozgrzewało krew w jego żyłach. Nie rozumiał ludzi, którzy całą swoją energię rozmieniali na drobne: gapili się w telewizor, jedli, robili zakupy i wypróżniali się. „Zwykłe bezmyślne bydło, marnujące dar, jakim jest życie”- pomyślał nienawistnie. Z nim było inaczej. Chociaż nie od razu wszedł na właściwą ścieżkę. Potrzebował lat, aby ją dotrzeć w natłoku codzienności. Kim był w istocie? Przyszłym katem? Sędzią? Aniołem Zemsty? Uśmiechnął się. Na tym polegała właśnie jego siła – że tylko on znał odpowiedź na to pytanie”.

Krzysztof Bochus, autor dwóch poprzednich książek z dziennikarzem Adamem Bergiem „Lista Lucyfera” i „Boski Znak”, po raz kolejny wykazuje się ogromną wiedzą historyczną. To najbardziej lubię w jego książkach. Intryga kryminalna, umysł psychopatycznego szaleńca, którego myśli poznajemy w kilku odsłonach w książce, czy życie osobiste Adama Berga, który miota się tym razem między uczuciem do Miłki (z którą jest od niedawna) a pożądaniem do tyle co poznanej lekarki, nie były dla mnie AŻ tak interesujące, jak właśnie to tło historyczne. Zawsze po lekturze książek Krzysztofa Bochusa (czy to tych z serii z Bergiem, czy wcześniejszych z Abellem) mam chęć wybrać się do miasta, w którym dzieje się akcja. Tam zawsze jest coś niezwykle ciekawego. Zawsze cofamy się do jakiegoś roku/ wieku i czytamy od sytuacjach / detalach, które wtedy miały miejsce czy były istotne. Tu jest również tak, jak sądziłam, że będzie.

Jesteśmy w Chełmnie na Kujawach, a konkretniej w klasztorze sióstr szarytek. Od razu googlowałam go w internecie, aby obejrzeć architekturę, móc sobie lepiej przyswoić miejsce akcji opisywane w książce, czy zobaczyć figurę Chrystusa, o profanacji której jest tu mowa. Zresztą sami możecie spojrzeć / poczytać o tym klasztorze choćby tu na wikipedii, albo na tejże stronie. Pod tym drugim linkiem zobaczycie średniowieczną gotycką rzeźbę : „Wyobrażenie głowy św. Jana na Misie”. To ona w „Klątwie Lucyfera” zostanie skradziona. I to dlatego przeorysza klasztoru zadzwoni do Berga, który już znany jest ze swoich śledztw związanych z odzyskiwaniem różnych historycznych skarbów, aby pomógł jej w odzyskaniu rzeźby.

Jak to w kryminale bywa nie skończy się na tej kradzieży. Będą się działy rzeczy różne. Czyjeś życie będzie zagrożone, czyjeś odebrane, a klasztorny moloch okaże się być miejscem skrywającym wiele tajemnic. Berg swoją dociekliwością i sprytem będzie powolutku próbował rozwikłać różne, dziwne sprawy, ale nie będzie to proste. Jak zawsze trzeba będzie ścigać się z czasem. W tak zwanym międzyczasie, dylematy sercowe Berga będą kwitły. Trochę tym razem irytowało mnie jego zachowanie, wystarczy, że Miłka na chwilę się od niego odsunie (bo ma swoje powody, o których mówić nie może), a ten już przestaje myśleć głową, a zaczyna czym innym (oczywiście cały czas zastanawiając się, co robić i wahając się… żeby nie było, że od razu zdradza, ale jednak…. kawalek cycka wystarczy… ech, to postrzeganie kobiet podparte niby zauroczeniem umysłem).

No ale.. ogólnie jest dobrze. Przeczytałam z przyjemnością, dostarczyło mi to sporej dawki rozrywki, luzu ale też wiedzy. Akcja toczyła się szybko, czytało mi się w napięciu. Z ciekawostek: przez chwilę pojawia się Chorwacja, do tła książki „przedostaje się” koronawirus, klasztor zostaje objęty kwarantanną, robi się niebezpiecznie i dziwnie, a jedna zakonnica słucha Darii Zawiałow. No i tak to. Fajny kryminał, jak zawsze. Lubię książki Bochusa z Bergiem w roli głównej, ale bardzo tęsknię za radcą Abellem i wachmistrzem Kukulką.

„Klątwa Lucyfera” Krzysztof Bochus, wydawnictwo Skarpa Warszawska, 2021

„Wachmistrz” Krzysztof Bochus

„Kukulka chuchnął w zgrabiałe dłonie. Nigdy nie lubił dyżurów w siedzibie Kripo przy Karrenwall. Uważał je za stratę czasu. Zdecydowanie przedkładał pracę w terenie ponad ślęczenie w nieogrzewanej i dusznej dyżurce. Jego żywiołem były gdańskie doki, gdzie można było zarobić kosę, ciasne uliczki śródmieścia czy otoczone wątpliwą sławą okolice Hinter Adlers Bauhaus. Zwłaszcza o zmroku trzeba było tu uważać, aby się nie poślizgnąć na spermie czy porzuconych w bramie kondomach”.

Mamy rok 1929, Wolne Miasto Gdańsk, które tłem do mrocznego kryminału retro jest idealnym i może śmiało być trzecim bohaterem książki. Opisy brudnych ulic, zakamarków, biedoty ludzkiej, która ledwie wiąże koniec z końcem, bo panuje bezrobocie i większość ludzi zadowolić się musi zupą na obierkach z ziemniaków, pasują idealnie do historii stworzonej przez autora książki. „Spsiałe podwórka”, „zaszczane zaułki” i miasto jako „żałosna karykatura, wionąca cuchnącym oddechem i odsłaniające swe zepsute bebechy” to miejsce w którym nagle zaczynają znikać piękne, młode kobiety z nazwijmy to „nizin społecznych”, chcące zarobić nieco grosza, pracując czy to w sklepie czy jako pomoc domowa itp. Kobiety jakby zapadają pod ziemię, nie mają zbyt wielu znajomych, więc ciężko się czegoś od kogoś dowiedzieć. Czy znikają, bo nagle stwierdziły, że właściwie nie ma sensu ten cały ich żywot i lepiej wyjechać? czy może jednak ktoś je morduje, ukrywa, porywa? „Tam skarb mój, gdzie siostry moje” – cytat z pewnej fotografii okaże się przełomem.

Głównym bohaterem książki, nie jest, tak jak w poprzednich kryminałach Krzysztofa Bochusa, radca Abell, wieczny idealista, sprawiedliwy, uczciwy, kochający sztukę i nie lubiący Niemców policjant. Tym razem na pierwszy plan wysuwa się (znany oczywiście już z poprzednich książek) wachmistrz Gustaw Kukulka. Kostropaty, wysoki, zmęczony życiem, ale słynący z brutalności i bezkompromisowych akcji, a także sarkastycznego poczucia humoru, doświadczony policjant z Kripo, który ostatnio ze względu na swoje metody, usuwany do nijakich spraw, wreszcie będzie mógł się wykazać. Zostaje przydzielony do śledztwa w sprawie zaginięć młodych kobiet, które poprowadzić ma młody radca Abell właśnie. To będzie pierwsze spotkanie tych dwóch zupełnie przeciwstawnych, jeśli chodzi o podejście do pracy i życia poniekąd, postaci. Byłam tego bardzo ciekawa, bo w książkach z Abellem w roli głównej, stanowili idealny duet, w którym oboje poszliby za sobą w ogień. Ciekawiło mnie, jak narodziło się między nimi to zaufanie i czy się od razu polubili? Trzeba przyznać, że autor ciekawie pokazał ich pierwsze relacje, które były no, powiedzmy sobie jak to w tym powiedzeniu, że nie od razu Kraków, (tfuuu Gdańsk) zbudowano.

Samo śledztwo oczywiście będzie wymagało poświęcenia przez obu panów ogromu czasu, choć tego jak zawsze jest mało, no i wysiłku. Ciężko będzie powstrzymać zapędy Kukulki do działania zgodnego z prawem, jego buńczuczność i gniew, który w pewnym momencie pojawi się z powodów bardzo osobistych, narażą go na spore niebezpieczeństwo, no ale Kukulka nie byłby sobą, gdyby nie jego porywczość. Tylko czy przypadkiem sobie i śledztwu tym nie zaszkodzi?

Czy uda się odnaleźć wszystkie kobiety? Co się z nimi w ogółe stało? Jak dalej potoczy się śledztwo? Co wspólnego będą miały ze sprawą: niespotykane eskponaty odkryte w piwnicy niejakiego profesora Lenza, a także siostra Bernadetta, która mocną ręką trzyma wszystkie elżbietanki w swoim zakonie? Czy przeszłość siostry Kukulki, której historię również poznamy, wpłynie na rozwiązanie zagadki? Kawałek po kawałku odkrywana jest bardzo mroczna i niebezpieczna w skutkach prawda o tym, co tak naprawdę dzieje się w mieście, w tym zaplutym, rynsztokowym, zaszczanym kawałku historii.

Czekam na kolejne części z wachmistrzem Kukulką w roli głównej. „Wachmistrz” to świetny retro kryminał, z klimatem i z wartką akcją, czyli taki jak lubię. Bardzo mi się podobało.

A recenzje poprzednich książek z Abellem w roli głównej tutaj: „Czarny manuskrypt”, „Martwy błękit”, „Szkarłatna głębia”, „Miasto Duchów”.

„Wachmistrz” Krzysztof Bochus, wydawnictwo Skarpa Warszawska, 2020.

„Boski znak” Krzysztof Bochus

Desktop11

„Boski znak” jest kolejną książką Krzysztofa Bochusa, w której głównym bohaterem jest Adam Berg, dziennikarz, znany ze swojego ostatniego śledztwa dotyczącego cennych skarbów Bazyliki Mariackiej w Gdańsku, a także z niebezpiecznej gry prowadzonej z nim przez psychopatycznego mordercę, który mianował się Lucyferem (w poprzedniej książce Lista Lucyfera). „Boski znak” charakteryzuje się również wartką akcją, świetną kryminalną intrygą, a także interesującym, historycznym tłem. Na szacunek i podziw zasługuje wiedza autora i jego praca włożona w to, by wpleść tu fakty historyczne, wyszukać odpowiednie źródła, nazwiska, wydarzenia i stworzyć tym samym niesamowity klimat dla działań Berga.  

Berg zaczyna być prześladowany przez kogoś, kto znów nazywa siebie Lucyferem. Czy to znaczy, że psychopata nadal żyje (co wydaje się niemożliwe)? czy też pojawił się naśladowca (co z kolei jest bardzo możliwe)? W tym samym czasie, Berg dostaje zlecenie od grupy polskich miliarderów, odszukania zaginionych podczas II wojny światowej artefaktów: cennych jajek Fabergé oraz srebrnej gotyckiej zastawy stołowej, wykonanej na zlecenie Aleksandra Kelcha, które ponoć zostały ukryte w Zamku Czocha nad Zalewem Leśniańskim na Kwisie, na Dolnym Śląsku. Zamek ten od dawna słynie z tajemnic, wielu ukrytych tuneli i pomieszczeń, zatem na pewno, jak przypuszczają miliarderzy, te wszystkie cenne skarby gdzieś tam się znajdują. Są zresztą na to źródła. Niestety, nie ma informacji, w którym miejscu te skarby mogą być ukryte. Zleceniodawcy wierzą w Berga, który ma smykałkę do poszukiwań i odkryć, i który oczywiście zgadza się na przyjęcie zlecenia. Potrzebuje pieniędzy. Nie wie jednak, że będzie to bardzo niebezpieczne. Zagrożony będzie nie tylko on sam, ale również jego bliska przyjaciółka, hakerka Miłka, do której Berg zaczyna czuć coś więcej niż tylko sympatię.

Niemniej jednak pasja Berga bierze górę, nie podoba mu się, że Polska została zniszczona przez nazistów i podczas wojny okradziona z cennych artefaktów, chciałby odzyskać choć część skarbów należących do Polaków, choćby po to, by zrekompensować straty, jakie Polska poniosła w czasie wojny. Podoba mu się idea miliarderów, którzy chcą tego samego, chcą by odnalezione skarby wróciły do domu, do muzeów. Dodatkowo niechęć Berga do nazistów bardzo przypomina tę samą niechęć, jaką odczuwał do nich dziadek Berga:  Christian Abel (znany z poprzednich książek Bochusa – radca prawny, który przecież był Niemcem). 

Większość akcji książki będzie toczyć się jednak nie we wspomnianym zamku Czocha (na co miałam nadzieję) a na Sycylii, gdzie zaprowadzą Berga pewne ślady, a także na Bahamach, gdzie nastąpi całkowity obrót akcji. Zakończenie książki mnie całkowicie zaskoczyło, zupełnie czegoś innego się spodziewałam, a okazało się, że autor wyprowadził mnie w pole, tym samym przedstawiając Berga, jako bardzo inteligentnego dziennikarza, który naprawdę nadawałby się na genialnego policjanta śledczego. Jego odkrycia i wnioski końcowe są niezwykłe – w życiu bym się nie spodziewała takiego obrotu akcji. A przecież „był tylko zwykłym dziennikarzem, który miał rozwiązać intrygującą zagadkę”.

Co takiego zatem się wydarzyło? Czego dowiedział się Berg i czy skarby odnaleziono? Kim był człowiek podszywający się pod Lucyfera i dlaczego musiały zginąć pewne osoby? Nic tu nie jest oczywiste.

Podobała mi się ta książka – to świetna rozrywka i naprawdę dobry kryminał, gdzie pojawia się wiele postaci z przeszłości dziennikarza, a czas płynie nieubłaganie i trzeba działać szybko i ze sprytem. Stawka jest ogromna, a spisek goni spisek. Podobało mi się też wplatanie współczesnych „smaczków”, takich jak muzyka „Męskiego Grania”, albo rozmyślania o empikowym hicie książkowym „Jak mniej myśleć?” ;)

Serdecznie polecam.

„Boski znak” Krzysztof Bochus, Wyd. Skarpa Warszawska, 2020

„Miasto duchów” Krzysztof Bochus

DSC06651

„Przeżywali piąty rok wojny, ale miasto nadal egzystowało w miarę normalnie. Funkcjonowały urzędy, wodociągi, poczta i tramwaje. Ludzie tłumnie odwiedzali kawiarnie i restauracje, próbując zwyczajnie żyć pomimo pomruków wojny. Działały wodewile i kina. W Capitol Volkskino tłumy nieustannie waliły na wielki przebój kinowy „Die Grosse Liebe”, ckliwą historię o miłości dwóch lotników do jednej kobiety, a na ulicach ciągle można było spotkać dobrze ubrane kobiety o oczach smutnych saren. Wojna była blisko i daleko zarazem. Ludzie trwali w ułudzie normalności, bo tylko taka postawa tę iluzję przedłużała”.

Krzysztof Bochus w czwartej już książce z radcą prawnym Christanem Abellem, jak zwykle wykazuje się ogromną wiedzą historyczną, dbałością o detale i pieczołowitością w oddaniu realiów. Tym razem jesteśmy w 1944 roku, kiedy to w niemieckim Gdańsku, dochodzi do morderstw dwóch wysoko postawionych oficerów marynarki wojennej. Jestem pełna podziwu dla pracy autora, bo takie oddanie realiów wymagało na pewno wiele czasu i wysiłku, a robi wrażenie i jest ogromnym atutem książek tego autora, co podkreślałam również po lekturze poprzednich książek w serii z Abellem: „Czarny Manuskrypt”, „Martwy Błękit” i „Szkarłatna Głębia”.

Sama fabuła tego mrocznego kryminału jest mocno skomplikowana, łączy wiele wątków, a zakończenie jak zwykle zaskakuje. Bardzo zaskakuje. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, takiego rozwiązania śledztwa. Christian Abell, jak zawsze zresztą, wywarł na mnie wrażenie swoją inteligencją i sprytem, mimo, że w tej powieści musiał zmagać się z ogromnym stresem. Dlaczego? Otóż, wezwano go do Gdańska, do miasta, które na początku wojny musiał opuścić. Osiedlił się w Rotterdamie, w Holandii, gdzie ułożył sobie życie z Gabi, którą poznaliśmy w „Martwym błękicie”. Wreszcie założył rodzinę, urodziła mu się córka Ania, która teraz ma 5 lat. Nagle, kontradmirał Siegfried Sorge z Kriegsmarine w Gdańsku, wzywa go do siebie, by pomógł ująć mordercę dwóch swoich oficerów. Abell musi się zgodzić. Dlaczego? Ano dlatego, że Sorge obiecuje mu pomoc w odnalezieniu córeczki, która niedawno została uprowadzona, a tropy tego porwania wiodą, jak się okazuje do Gdańska. Nie dość, że żona Abella jest w rozsypce, to on sam nie czuje się najlepiej, by teraz zajmować się śledztwem, ale nie ma wyboru. Dla swojej Ani zrobi wszystko. „A on był przeraźliwie samotny, jak ludzka mrówka naznaczona odmiennością w tym wielkim rojnym mrowisku skazanym na zagładę”.

Jak potoczy się śledztwo w sprawie śmierci oficerów? Czy mordercą okaże się piękna Eva, szalony konswerwator zabytków czy tajemniczy pastor? a może zupełnie ktoś inny? Czy Abellowi uda się odnaleźć córkę? 

Sam Gdańsk czeka na koniec wojny, niebawem ma upaść III Rzesza, ludzie boją się Sowietów, którzy niebawem mają wkroczyć, ale jak w początkowym cytacie, jaki zamieściłam, życie toczy się w miarę normalnie. Istnieje również mroczna strona miasta: burdele, nocne kluby, tajemnicze speluny, chociaż „Śmierdziało padliną i trudnym do określenia odorem, jaki wydzielały pogrzebane w gruzach ludzkie zwłoki i spalony dobytek”. Abell będzie musiał przedzierać się przez ten zniszczony i nadżarty gangreną Gdańsk, w czym towarzyszyć mu będzie jego jedyny przyjaciel, poznany już w poprzednich częściach, wachmistrz Kukulka. To postać wręcz genialna. Jest tak charakterystyczny, że książka bez niego nie byłaby tak dobra. To człowiek sumienny, wrażliwy, godny zaufania, ale gdy trzeba potrafi być niebezpieczny. Dla Abella jest w stanie zrobić wszystko, w „Mieście duchów” zrobi nawet więcej, a jego cudowne poczucie humoru zawsze mnie rozbraja:

„Przeszukajcie dokładnie to mieszkanie – powiedział Abell. – Zerwijcie podłogę, zajrzyjcie w każdą mysią dziurę, przekopcie ogród. 

-Teraz, w zimie? – skrzywił się Mosbacher

-Nie, kurwa, poczekamy aż się ociepli. Podobno maj w czterdziestym piątym ma być bardzo ładny. Słyszałeś rozkaz pana radcy – warknął Kukulka”.

Powieść „Miasto duchów” to nie tylko śledztwo, charakterystyczne postacie, misternie uknuta intryga kryminalna i fantastyczne osadzenie akcji w klimacie 1944 roku. To również ogromna dawka wiedzy. Pojawią się tu loże masońskie, a ich historia i założenia przedstawione są bardzo przystępnie i niezwykle ciekawie. Możemy dowiedzieć się również interesujących rzeczy o zegarze astronomicznym Hansa Düringera, który znajduje się w Bazylice Mariackiej w Gdańsku, o którym, przyznaję, nie słyszałam wcześniej nic a nic. Ta książka nie tylko dostarcza rozrywki, wciąga klimatem, ale też uczy. Autor świetnie prowadzi akcję i buduje swoje postacie. Odkąd czytam jego książki, myślę, że są to jedne z lepszych kryminałów noir na naszym polskim rynku.

Dobrze jest też czytać po kolei, bo wtedy świetnie rozumiemy chronologię wydarzeń i śledzimy osobiste zmagania bohaterów z życiem w tak trudnej, przedwojennej, a potem już wojennej rzeczywistości. Ogromnie polecam. 

„Miasto duchów” Krzysztof Bochus, wydawnictwo Skarpa Warszawska 2019