Kolejny polski kryminał na naszym rynku. Okładka wymiata. Treść? jest dobrze, ale w sumie bez większych zachwytów. Od wielu lat czytam kryminały i już niewiele jest mnie w stanie zaskoczyć czy zaszokować. Najważniejsze, by książka dawała mi „kryminalną uciechę”. Jak było tutaj?
W Gliwicach grasuje morderca dzieci. Nazywany jest „Panem Kołysanką”, co faktycznie do niego pasuje. Co się uroiło w jego głowie i dlaczego zatruwa czadem, a potem pozostawia ciała dzieci na placach zabaw? Tego policja nie potrafi zrozumieć. Śledztwo trwa od wielu miesięcy. Ostatnio małżeństwo Jaworskich przeżywa tragedię po śmierci swego synka Sylwestra, a teraz porwana zostaje Zuza, córka Artura i Doroty Wolf. Kwestią czasu będzie odnalezienie dziewczynki.
Policja ślamazarnie działa, ale do akcji wkracza Gaja Wolf (siostra Artura, który od jakiegoś czasu już nie żyje, to Dorota sama wychowuje Zuzę). Była żołnierzem, jest odważna i bezkompromisowa niczym Lisbeth Salander w mundurze, i będzie robić wszystko, by rozgryźć porywacza i odnaleźć bratanicę. Towarzyszyć jej będzie Oskar Krul, gej, dawny komandos, biorący udział swego czasu w misji w Afganistanie. I choć oboje mają wybuchowe charaktery, będą musieli się jakoś dogadać. Zuza dla Oskara jest również ważna, ponieważ kiedyś, dawno temu, Oskar był związany z Arturem (również gejem, co skrzętnie ukrywał przed swoją żoną)
To zatem i dla Gai i dla Oskara bardzo ważna kwestia – odnaleźć Zuzę żywą, zanim śmiertelna kołysanka zabrzmi i dla niej. Czy im się to uda?
Akcja tu się bardzo szybko rozkręca, bywa brutalnie, ostro, czasem wręcz obrzydliwie, działania głównych bohaterów mnie zaskakiwały momentami, bo nie AŻ tego się po nich spodziewałam (ale powiedzieć tu więcej nie mogę). Sceny seksu wplecione są z sensem, podobało mi się, że jest miejsce również na homoseksualną parę, bo dlaczego nie? Mnie to nie przeszkadza. Każdy ma prawo kochać. Mniej więcej w połowie książki troszkę opadło napięcie, bo pewne rzeczy jakby dotarły do ostatecznych etapów. Myślałam, że tu coś nie wyszło może, ale nie… Okazało się, że tu nic nie było takie, jakim się wydawało wcześniej. Finał jest naprawdę mocno zaskakujący, co mi się bardzo podobało, bo to taki obrót sytuacji, który kompletnie rozwiał wszelkie moje wcześniejsze domysły. Ciekawy pomysł na fabułę miał autor, naprawdę.
Ogólnie, książkę czyta się dobrze. I choć mnie nie powaliło jakoś specjalnie, to jest to dobra historia, jeśli lubicie kryminały o „mocniejszym” zabarwieniu. Jest trzymająca w napięciu akcja, jest „kryminalna uciecha”, której szukam w książkach, jakkolwiek to brzmi. Jest za to jest parę niedociągnięć ze strony korekty, bo np. zdanie „przez długi czas nie potrafiła odejść od oka” zamiast „od okna” mocno mnie rozśmieszyło, a powinno było mnie utrzymać w stworzonym wcześniej napięciu. Zdarza się. Mimo to polecam lekturę, to zaledwie 209 stron, więc spokojnie na jeden wieczór z „Panem Kołysanką”, tak w sam raz przed snem ….
„Kołysanka” Bartłomiej Piotrowski, wyd. Editio Black, Helion 2018