Wow, ależ to było dobre. Niedawno pisałam o książce „Śmierć Pani Westaway” i obiecałam sobie, że niebawem sięgnę po „Pod kluczem” – tak też zrobiłam. Kolejna lektura na wdechu. Uwielbiam takie książki, które powywają mnie do innego świata i pozwalają zapomnieć o wszystkim, co rzeczywiste.
Książka rozpoczyna się dość charakterystycznie, jest listem pisanym przez osadzoną w areszcie kobietę, Rowan, do prawnika. Kobieta prosi go o wysłuchanie, obronę i ma nadzieję, że on (choć nieznajomy) jako jedyny, jej uwierzy. W co? W to, że nie zabiła tego dziecka. Z każdą stroną powieści zdajemy sobie sprawę, że jest to wyznanie prawdy, opowiedzenie historii, której zwieńczeniem jest niestety tragiczna śmierć dziewczynki. Dlaczego Rowan została uznana za podejrzaną?
Od początku jest nam żal Rowan, ma się ochotę powiedzieć „Hej, nie martw się, nie pozwolę, by Cię skazano, wysłucham Cię, opowiedz mi co się wydarzyło, po kolei”. Rowan opowiada swoją historię, która okrutnie wciąga, okrutnie…
Początkowo, Rowan pracowała w żłobku, ale pewnego dnia natrafiła na bardzo zachęcające i intratne ogłoszenie o pracę w charakterze niani, w posiadłości rodziny Ellincourtów w Szkocji. Zainteresowała ją i pensja i opcja zakwaterowania, a także sama zmiana otoczenia na cichsze i spokojniejsze niż Londyn. Opieką miałaby otoczyć czwórkę dzieci: to dwie dziewczynki w wieku szkolnym, jedna kilkunastomiesięczna i czternastolatka, która większość czasu mieszka w internacie. Jak można się domyślić rozmowa kwalifikacyjna przebiega świetnie, referencje Rowan robią wrażenia na Sandrze Ellincourt, a dzieci, jak to dzieci – narazie nie reagują przesadnie ciepło. Rowan dostaje pracę, co ją ogromnie cieszy. Problemem jedynie jest to, że musi zacząć właściwie od zaraz, jest rzucona na głeboką wodę, ponieważ państwo Ellincourt musi wyjechać na kilkanaście dni, czy sobie poradzi? Poprzednie nianie nie zagrzały miejsca zbyt długo w ostatnich latach, dzieci są rozczarowane, że ciągle przychodzi jakaś nowa opiekunka, a sam dom na pierwszy rzut oka wydaje się być super azylem, choć jest tzw „smart” domem, gdzie większość rzeczy uruchamiana jest przez cholerne aplikacje i mechanizmy. Rowan nie ma zbyt wiele czasu na poznanie się z dziećmi i „oswojenie” domu, ale decyduje się, że spróbuje.
Dziewczynki nie są przekonane do nowej opiekunki. Maddie ciągle stroi fochy, Ellie wydaje się być bardziej pokorna i posłuszna, ale jest pod dużym wpływem Maddie, malutka Petra nie sprawia większych problemów, a czternostolatki póki co nie ma w domu. To, co zaczyna się dziać w kolejnych dniach a właściwie w nocy… sprawia, iż książka powolutku zamienia się w opowieść grozy. Kiedy jeszcze przy rozmowie kwalifikacyjnej Maddie szepce do Rowan, że ma stąd wyjechać, bo duchom by się to nie spodobało, Rowan nie bierze tego na poważnie, niemniej z upływem czasu, sama zaczyna wpadać w lekkie przerażenie. Dlaczego?
Wiktoriańska posiadłość kryje w sobie sporo sekretów, mimo, iż Ellincourtowie przeprowadzili w niej generalny remont i podłączyli te wszystkie dziwne technologie, kamery i nowoczesne sprzęty, jakaś część domu jest w pewnym sensie zachowana. To, co odkryje Rowan jeży włos na głowie, ale to co odkryje później czytelnik wprawi w osłupienie. Czytałam i w kilku momentach powiedziałam głośno „ale że co????”, „what the fuck??”, „COOOO”? Trzeba przyznać, że Ruth Ware potrafi w thrillery. Potrafi zaskakiwać sposobem prowadzenia fabuły i odkrywa karty w taki sposób, że naprawdę czytelnika mocno to porusza. Cóż, w takich historiach, zwykle wyjaśnienie pojawia się na końcu ksiązki. I zapewniam, że jest to cholernie mocne zakończenie. Czytałam z otwartą buzią. Ciekawi mnie tylko sam finał, bo nie do końca domysliłam się co dalej i jakby czuję lekki niedosyt. Ale to nic.
Ruth Ware ma dar do pisania książek z klimatem grozy, niepokoju, niedopowiedzeń, tajemnicy. I mimo, że akcja tu dzieje się w czasach współczesnych, to ma się wrażenie tej „gotyckości” czasów wiktoriańskich. Dodatkowo dochodzi jeszcze tajemnica z przeszłości tego domu, ogromny „trujący” ogród, który również jest tu takim „niemym” bohaterem. Co się zatem wydarzyło w posiadłości? Dlaczego zginęło dziecko?
Dodam, że poza klimatem książki i napięciem akcji, świetnie też przedstawiona została sama główna bohaterka, jej charakter, to co ukrywa, co odczuwa, jej relacja z matką w dzieciństwie. „Pamiętam jak szlochałam w poduszke „Nienawidzę Cię”, kiedy mama wyrzuciła mi ulubionego misia, jej zdaniem zbyt starego, zbyt sponiewieranego, zbyt dziecięcego na taką dużą dziewczynkę jak ja. „Tak strasznie Cię nienawidzę”. Ale wtedy to też nie była prawda. Kochałam moją matkę. Kochałam ją tak bardzo, że ją to dusiło – a przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Te wszystkie lata małych rączek wyplątywanych z rękawów i spódnic, zdejmowanych z szyi. „Już wystarczy, zniszczysz mi fryzurę” i „Na Boga, masz takie brudne ręce” oraz „Przestań się zachowywać jak małe dziecko, taka duża dziewczynka”. Te wszystkie lata bycia zbyt nachalną, zbyt zachłanną, zbyt dotykalską – prób stania się lepszą, porządniejszą, po prostu bardziej kochaną. Nie chciała mnie.”
Warto sięgnąć. Jeśli lubicie tajemnicze thrillery to jak najbardziej polecam.
„Pod kluczem” Ruth Ware, tłumaczenie Anna Tomczyk, wydawnictwo Czwarta Strona, 2020.
Dodaj do ulubionych:
Polubienie Wczytywanie…