
Książka została wydana w 2018r. a ja sięgnęłam po nią dopiero teraz. Raz, że lubię czytać książki, o których jest głośno, po dłuższym czasie, kiedy ich „boom” przeminie, a dwa, że założyłam sobie „wyczytywanie” regałów, bo jednak mam tych książek bardzo dużo, a niektóre się już strasznie kurzą. „Pierwszy bandzior” to chyba jedna z pierwszych powieści wydanych przez wydawnictwo „Pauza”, (o ile nie pierwsza..?), a „pauzowe” książki bardzo cenię, bo są nietypowe, nieoczywiste, niebanalne, czasem bardzo dziwne. Nie czytałam jeszcze oczywiście wszystkich, ale sporo już i zawsze były one jakieś inne… „Pierwszy bandzior” to jest dopiero DZIWNA powieść – może nawet nie powieść, a bohaterka powieści.
Jeżu kolczasty – jak ja nie wiedziałam najpierw, o co tej kobiecie chodzi w życiu!? Denerwowała mnie, odrzucało mnie od jej dziwacznych fantazji i zachowań, a z drugiej strony, im dalej z lekturą, tym bardziej jej współczułam i w sumie polubiłam. Cheryl ma 43 lata, jest samotna, pracuje w dużej firmie, gdzie niebawem zostanie członkinią zarządu, firma ma sporo wspólego ze sportami walki, co odzwierciedli się dość mocno w późniejszych sytuacjach. Pewnego dnia, ze strony właścicieli firmy, w której pracuje Cheryl, a z którymi kobieta się przyjaźni, pada propozycja, by Cheryl przyjęła do siebie na pewien czas, z pewnych powodów, Clee – ich dorosłą już córkę. „Kiedy człowiek mieszka sam, wszystkim się wydaje, że mogą u niego zamieszkać, podczas gdy w rzeczywistości jest na odwrót: powinni zatrzymać się u kogoś, kogo sytuację i tak już komplikują inni, więc jedna dodatkowa osoba, nie zrobi różnicy”.
Cheryl zostaje postawiona przed faktem dokonanym, Clee się wprowadza. Jak się okazuje, jest leniwą, biuściastą blondyną, ze śmierdzącymi stopami, bałaganiącą i bez pracy. Cheryl z kolei cierpi na nerwicę, ma swój globus hystericus, czyli wieczną gulę w gardle, której nie może się pozbyć, a także swoje przyzwyczajenia i natręctwa, niespełnioną miłość do starszego od siebie Phillipa i ogromną tęsknotę do pewnego małego dziecka (a właściwie relacji pomiędzy nim a nią), które dziwacznie nazywa: Kubelko Bondy i z którym, jak mówi „mijamy się już trzy dekady”.
Właściwie cała „dziwność” Cheryl (głównej bohaterki) objawia się w kolejnych etapach egzystowania pod jednym dachem z Clee. To, co zaczyna się między nimi dziać, zahacza o lekką obesję (o ile obsesja może być nazwana lekką), uzależnienie i przedziwne praktyki mające na celu rozładowanie złej energii, a może uwolnienie tej dobrej? Wszystko tu, a nie mogę powiedzieć więcej o fabule, kręci się wokół relacji międzyludzkich, wokół bycia sobą i niebycia. Co dla mnie wydało się dziwnym, dla bohaterki jest rozwiązaniem jej guli w gardle. Co dla mnie było odrzucające i zniesmaczało, to dla niej było chwilą swobody i wolności od udawania. Być może, to właśnie dzięki Clee, Cheryl poczuła się w pełni sobą? a może to jeszcze coś innego? Wyzwalanie instynktów, uwolnienie się od własnych natręctw, wyjście ze strefy komfortu budzi w człowieku kompletnie inne obszary osobowości. Może tego potrzebowała Cheryl. by odnaleźć w sobie coś, czego szukała? A może czytelnik zadziwiony jej zachowaniem, zaszokowany naturalizmem i swego rodzaju szaleństwem, również zastanowi się nad swoimi ograniczeniami, które sam sobie zbudował?
Przeciekawa powieść, bardzo nieoczywista bohaterka, pokręcona, choć bardzo ludzka i szukajaca miłości. „Potem zdałam sobie sprawę, że wszystkim nam wydaje się, że jesteśmy okropni. Ale zwierzamy się z tego tylko wtedy, gdy zamierzamy prosić kogoś, żeby nas pokochał. To jak rozbieranie się”.
Inteligentna proza, dzięki której, może sami odnejdziemy tego „pierwszego bandziora”, który da nam kopa do działania, albo po prostu „wytłucze” z nas lęki?
„Pierwszy bandzior” Miranda July, tłumaczenie Łukasz Buchalski Wydawnictwo Pauza, 2018.