„Czarny portret” Julia Łapińska

„Szybko go tu nie znajdą. Przelatująca mewa skrzeczy donośnie. Ptaki o tej porze powinny spać. A może to już nadchodzi świt? Stracił poczucie czasu. Jęczy z bólu. Krzyczy, znów za cicho. Mewa siada na tarasie tuż przy nim. Jedyna obserwatorka jego agonii. Myśli jeszcze o rozmowie, która się nie odbyła. O tych oczach okolonych siatką zmarszczek. Zobaczył je dziś w hotelu. O wymianie spojrzeń z osobą, którą mimo upływu lat rozpoznał od razu. Już wtedy, w Luisenbadzie, patrzyły niepokojąco przenikliwie. A może były po prostu wścibskie? Tak czy inaczej, nie zamienią już słowa, niczego sobie nie wytłumaczą, bo on właśnie umiera. I ostatecznie nie wie nawet, kto go zamordował” (str.31).

Bardzo lubię kryminały, w których długo nie domyślam się mordercy, ale też takie, które odnoszą się do prawd historycznych. Julia Łapińska przywołała w swojej historii czasy II wojny światowej, kiedy to w Połczynie Zdroju, w którym dzieje się akcja, mieścił się ośrodek „Lebensborn”. Była to niemiecka instytucja podlegająca Głównemu Urzędowi do Spraw Rasowych i Osiedleńczych SS, w której dziewczęta rodziły dzieci „czystej krwi”, a także gdzie dokonywano germanizacji dzieci uprowadzanych z polskich rodzin. Lebensborn działał w dzisiejszym sanatorium „Borkowo” (dawna nazwa „Luisenbad”) i aż ciarki przechodzą, kiedy pomyśli się, że w aktualnym budynku nadmorskiego sanatorium, gdzie teraz kuracjusze dochodzą do siebie i mają różne zabiegi, pracowała bezwzględna Frau Uschi i w swoim brunatnym mundurze obiecywała dzieciom cukierki, których nigdy nie dawała.

Historia zaczyna się, gdy mała ośmioletnia dziewczynka (odebrana polskiej rodzinie) przebywająca w Lebesborn, przypadkiem zauważa wisielca, a w jej ręce trafia szkic pewnej malarki, która nie maluje zgodnie z niemieckimi regułami, a (jak się potem okaże) będzie uznana za artystkę tzw. sztuki zdegenerowanej/wynaturzonej, tępionej przez nazistów. Do tej sztuki zaliczano m.in. ekspresjonizm, impresjonizm, dadaizm, kubizm, surrealizm, czyli wszystkie nurty, które nie pokazywały rzeczywistości zgodnej z nazistowską ideologią, według której mogą malować ludzie jedynie „czyści rasowo” i mają przedstawiać na nich klasyczne wzorce piękna, a nie zniekształcone czy zdeformowane obrazy. I tak poznajemy malarkę Rosę, małą Elisabeth, oraz niejakiego Zygmunta zajmującego się konserwacją sztuki w Lebensborn, jest też Max Von Manstein – kapitan SS i jego żona Leni, którzy tworzą część narracji z 1944r.

Równoległa, współczesna narracja to policjantka Inga Rojczyk i fotoreporter wojenny Kuba Krall (znani z poprzednich książek Łapińskiej: „Czerwone jezioro” i „Dzikie psy”, które czytałam w zeszłym roku, ale nie wrzucałam recenzji, bo jakoś mi to nie poszło, czasu nie było itp). Oboje spotykają się w hotelu „Fala” w Połczynie Zdroju, gdzie przebywa grupa seniorów pochodzących z Ziem Odzyskanych na sponsorowanym przez tajemniczą osobę wyjeździe. Pewnego wieczoru na tarasie znalezione zostają zwłoki jednego z seniorów, prawie 90-letniego Zygmunta Gretkowskiego, cenionego konserwatora obrazów, aktualnie pracującego nad pewną książką. Czy już widać związek z wcześniej wspomnianym rokiem 1944? oczywiście, że tak, choćby po imieniu ofiary. Czytelnik już może się domyślać, że śmierć Zygmunta nie była przypadkowa, co zresztą wiadomo od razu, no ale kto chciałby zamordować staruszka, któremu (no nie ukrywajmy) niewiele czasu już zostało? A to nie koniec wydarzeń. Policja będzie miała sporo pracy. Krall zacznie topić smutki w alkoholu, który coraz bardziej wciąga go jak bagno, a Inga powoli zacznie łączyć kropki. Wątków w sprawie będzie kilka, który z nich doprowadzi ją do prawdy o zabójcy? Co się dokładnie wydarzyło w czasie wojny w Luisenbadzie? Kim jest tajemniczy sponsor wycieczki seniorów i co wspólnego z tym wszystkim ma obraz Caravaggia „Judyta odcinająca głowę Holofernesowi”?

Książka Łapińskiej to dowód na to, jak dobrze sprawdza się łączenie kryminału z historią Polski. W „Czarnym portrecie” mamy zatem i Ziemie Odzyskane, i grabieże sztuki, wątek Połczyna Zdroju w czasie wojny, czy germanizację dzieci – a to przecież fakty, o których powinno się wiedzieć. Można, opierając się na nich utkać świetną fikcję. To też bardzo sprawnie napisany kryminał z wyrazistymi postaciami. Nie ma tu zbędnego „wodolejstwa”, jest akcja, płynność i ciężko jest się oderwać od czytania. Aha, jeszcze dodam, że w podziękowaniach autorki na końcu książki, natrafiłam na kilka tytułów, z których korzystała p. Julia Łapińska, a które mnie mocno zainteresowały- poszukam.

Polecam.

„Czarny portret” Julia Łapińska, wydawnictwo Agora, 2024r.

#współpracabarterowa

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.