Cóż można powiedzieć o filmie „Róża” – obejrzałam go jakiś czas temu w malutkim kinie, w którym nie ma popcornu i hordy hałasujących ludzi z rodzinami, dziećmi, niewyłączonymi telefonami, niepotrzebnym gadulstwem, obmacywaniem się w ostatnim rzędzie. Nie wiem czy można powiedzieć coś więcej jak tylko to, że taki film się pamięta, że daje po emocjach, że wychodząc z kina nie mówi się „podobał mi się”. Wychodząc z kina nie mówi się nic. Idzie się w deszczu na powrotny autobus i widzi się przed oczami obrazy przemocy, siły, bohaterstwa, a także obraz czystej miłości. Dodatkowo ta bezsilność, złość i smutek. Po takim filmie własne problemy wydają się małym niepozornym pikusiem. Rewelacyjna rola Marcina Dorocińskiego, którego cenię za wszystkie role jakie dane było mi widzieć. Uważam, że to jeden z najlepszych polskich aktorów. Zarówno w „Pitbullu”, „Głębokiej wodzie”, „Ogrodzie Luizy”, „Klubie kawalerów” pokazał się z najlepszej strony. Wiem, że bardzo emocjonalnie podchodzi do każdej roli. Ale film „Róża” to też film Agaty Kuleszy, której wcześniej nie znałam ze zbyt wielu ról, rzadko oglądam telewizję, a i filmów z nią nie kojarzę zbytnio.
Cały czas mam ten obraz w pamięci i na pewno długo o nim nie zapomnę. Fabuły nie opowiadam, bo po co. Każdy pewnie już zna, ewentualnie może sobie wyguglać. Wracając do Marcina – w tę pędy lecę do kina na „Lęk wysokości” jak tylko się pojawi na ekranach.
Poza tym – z innej beczki mam ochotę na miejsce w sieci dotyczące muzyki, gdzie mogłabym popisać o ukochanych dźwiękach, tak nieudolnie, może dla siebie bardziej, a może po to by się podzielić. Mam ochotę również na miejsce mocno prywatne, bo tutaj chciałabym tylko o książkach. Wiem, że to może głupie i zabierające czas, ale czuję potrzebę. Ciśnie mnie. Za dużo mam w głowie i nie mogę tego wszystkiego pomieścić. A nie zawsze jest komu wysłuchać moich ‚pierdów’.