moja jesień dzisiaj

cicho, pusto, kolorowo


I tak jeszcze pasujący do dnia dzisiejszego cytat z 2 tomu „1Q84” Murakamiego, bo własnie czytam..

„Kiedy osiąga się pewien wiek, życie staje się jedynie procesem ciągłego tracenia różnych rzeczy. Ważne rzeczy wyślizgują się jedna po drugiej z rąk i wypadają jak zęby wyłamywane z grzebienia. Ludzie, których kochamy, znikają jedni po drugich…”

sobota ze Stasiukiem

Sobota taka nieco deszczowa, zimna, zakatarzona, ale z jakim pięknym zachodem słońca za oknem… Zdążyłam pstryknąć zanim paląca kula całkiem zniknęła za dachami budynków, niebo rozpalone – przepięknie.

Nadal czytam „Duklę” Stasiuka, smakuję słowa, bo to piękna proza, bardzo nostalgiczna, pełna metafor.

Chciałabym się wybrać w podróż śladami słów Stasiuka, odwiedzić te wszystkie małe miasteczka, wsie o dziwnych, pozbawionych sensu ale uroczych nazwach. Mieściny zabite dechami, na końcu Polski…

„No więc Dukla. Dziwne miasteczko, z którego nie ma już dokąd pojechać. Dalej jest tylko Słowacja, a jeszcze dalej Bieszczady, lecz po drodze diabeł powtarza jak litanię swoje „dobranoc” i nic z rzeczy ważnych się nie przydarza (…)”

Wszystko to jest jakieś metafizyczne.

„Dukla staje się centrum świata, omfalos uniwersum – rzecz, w której zaczynają się wszystkie rzeczy, rdzeń, na który nizają się kolejne warstwy ruchomych zdarzeń, nieodwracalnie zmienionych w nieruchome fikcje: dorożka jednokonna z Iwonicza 3 korony, dwukonna 7 koron (…). Spać można w zajeździe u Lichtmanna za koronę pięćdziesiąt, zjeść w pokoju śniadankowym u pana Henryka Muzyka. Trzy tysiące mieszkańców, z czego dwa i pół to Żydzi. Rok, powiedzmy, 1910. Wszystko razem przypomina sepiową fotografię albo stary celuloid – jedno i drugie łatwo płonie i zostawia po sobie puste miejsce. To tak, jakby spłonął czas”.

Stasiuk potrafi wszystko celnie opisać. Jakby robił zdjęcie, malował..

„W ciemnej, przypominającej zrujnowany podcień budzie siedziała rodzina i czekała na autobus. Wszyscy milczeli. Dzieci odtwarzały zrezygnowaną powagę dorosłych. Tylko nogi dziewczynki w białych rajstopach i czerwonych lakierkach ze złotymi sprzączkami kołysały się miarowo nad ziemią. (…) Dziewczynka siedziała na wsuniętych pod uda dłoniach. (…) Matka patrzyła przed siebie. Pod granatowym żakietem pienił się żółty żabot. Ojciec siedział pochylony, z ramionami wspartymi o szeroko rozstawione kolana i też patrzył w głąb dnia, w to miejsce, gdzie przecinają się wszystkie ludzkie spojrzenia, które po drodze nie napotkały na żaden opór”.

Mogłabym długo wymieniać, cytować… Książka jest rewelacyjna, a jak skończę to postaram się ubrać w słowa te moje odczucia, bo jest ich wiele… a czytać szybko jej nie można, bo wiele się straci. Zresztą, żadnej książki nie powinno się czytać za szybko, no chyba, że akcja obłędnie wciąga, że przewraca się stronę za stroną w tempie torpedy. Tutaj należy się delektować, więc wybaczcie ale przeniosę się znów w Beskid Niski.

ps. mam jeszcze kilka książek, jakie od bodajże maja czy lipca czekają na opisanie, a są to książki od wydawnictw. w sumie wszystko ok, bo książki sama wybrałam, dobrze, że nikt nie naciska na termin, bo mnie ciągle pojawia się coś nowego i zabrać się nie mogę do czytania tamtych. dlatego cieszy mnie, że moja współpraca z wydawnictwami zamyka się na liczbie 2 w porywach do 3. zależy jak się uleży ;)

ps2. przypominam o rozdawajce – jutro losowanie, dwie notki poniżej wpisujcie się jeśli jeszcze ktoś chce książki.

jesień idzie

Tęsknię do tamtych chwil gdy ty i ja i stół
Na stole kawy dwie
W nich cukru ziarnka dwa
I wczesna jesień
Tęsknię do tamtych chwil
Gdy twe słowa starczały za chleb
A o uśmiechy dookoła głów
Przyprawiał nas ciepły koc („Wczesna jesień” – Hey)

lubię tą porę roku. szuranie w liściach, chłodne wieczory, wcześniejszy zmrok, nawet pluchę i wiatr, kasztany w parku, cieplejsze ubrania, inne bardziej rześkie powietrze, i  czuć już w powietrzu…

lubię jesień … a zwłaszcza taką jak na fotkach z zeszłego roku

i zawsze słucham HEY, a szczególnie tej piosenki:

Jesień trwa –
Rdzawych liści czas,
Kaloszy, peleryn i mgły
Jesień trwa –
Szpetnej aury czas
Pod płaszcze się pcha,
Wyziębia nam serca – wiatr

sobota

To chyba jeden z ostatnich takich pogodnych weekendów lata.

Uwielbiam spędzać takie dni poza domem, z książką na ławce. Przeczytałam prawie 300 stron takiej jednej, byłoby więcej, ale niestety przeszkadzały mi przewijające się tłumy ludzi.

Wspomnieć muszę również, że będąc dziś w Tesco, trafiłam na 30% rabat na wspominaną wcześniej gdzieś w notce serię Klasyka Kryminału, wydawnictwa Dolnośląskie, nie było całej oferty, ale udało mi się utrafić na Rex’a Stout’a i Joe Alex’a. No i jak tu się nie cieszyć?

No a teraz zielona grejpfrutowa herbatka i póki co brudno-pisanie kolejnych opinii o kilku przeczytanych książkach. Trzeba ponadrabiać zaległości.

tak było sobie dzisiaj

Rano słonecznie, potem wiatr, śnieg a na koniec piękny zachód słońca. leniwa niedziela, lubię takie, choć nadal kicham i smarkam, wiosny chcę już, jak chyba większość. lubię weekendy a na myśl o kolejnym ciężkim tygodniu robi się lekko niedobrze. śnią mi się białe koty i mewy, tyle pamiętam.

Niebawem moje wrażenia z kolejnych przeczytanych już książek, czyli „Córki polarnika”, „Panny młodej w śniegu”, „Krwi którą nasiąkła” i „Nawiedzonego”. Dopasować autorów można łatwo, prawda? :)

stosów nigdy dość

a ten z okazji mojej nieobecności na Targach sobie zafundowałam. I ceny utrafiłam całkiem niezłe, bo po normalnych cenach z okładki pewnie byłaby 1-2 książki.

Za „Patynozielone” dziękuję Ani, a za „Między Prawem a Sprawiedliwością” panu Pawłowi Pollak’owi :)

Poza tym mamy:
1. Mario Vargas Llosa „Raj tuż za rogiem”
2. Dmitrij Aleksandrowicz Strelnikoff „Wyspa”
3. Mariusz Szczygieł „Zrób sobie raj” i „Gottland”
4. Gunnar Staalesen „Zimne serca”
5. Charlotte Link „Grzech aniołów”