„Nanda Devi” Janusz Klarner

Książka opowiada o pierwszej polskiej wyprawie na Nanda Devi (w polskim tłumaczeniu: góra bogini śmierci) w 1939 roku. W składzie jej znaleźli się czterej polscy himalaiści : Janusz Klarner, Jakub Bujak (ci dwaj zdobyli jeden z wierzchołków Nanda Devi: Nanda Devi East, wówczas dziewiczy 7434 m. n.p.m), Stefan Bernadzikiewicz i Adam Karpiński.

Dla wyjaśnienia masyw Nanda Devi ma w sumie 5 wierzchołków, najwyższy: 7816 m n.p.m. i jest drugim co do wysokości szczytem Indii. Inne wierzchołki masywu to: Nanda Devi East (7434), Tirsuli (7074), Dunagiri (7066), Changabang (6864).

Wyprawa na Nanda Devi okupiona została śmiercią dwóch uczestników wyprawy : Bernadzikiewicza i Karpińskiego, którzy zginęli w drodze na kolejny z wierzchołków : Tirsuli, przysypani lawiną. Ich ciał nigdy nie znaleziono. „Tirsuli stał się największą klęską, jaką mogliśmy ponieść. Nanda Devi była naszym triumfem największym”

Ciężko jest pogodzić ze śmiercią przyjaciół, uwierzyć, że niedawno założony obóz już nie istnieje, wtedy mimo radości ze zdobytego wcześniej szczytu „za gardło chwyta skurcz”. Sama wyprawa trudna, męcząca – jak na tamte lata,  jest przede wszystkim pierwszym polskim sukcesem wysokościowym. Mordercze wnoszenie ciężkich plecaków na miejsce pierwszego obozu, wąskie ścieżki na których ekipa wyprawy wymija się z rodzinami wędrującymi w dół bądź w górę, wraz ze stadami owieczek, krów, które nierzadko ślizgają się na mokrych kamieniach i wyczerpane spadają w dół. Są również i momenty przyjemne, kiedy udaje się uczestnikom od miejscowych dostać trochę jedzenia, przespać się, poobserwować widoki, jak na przykład ten w dolinie Lawan, niedaleko bazy:

„Cel naszej wyprawy leży przed nami. Prawdziwy dreszcz emocji przebiega mi przez plecy. Wydłużona, ostra grań odcina się wyraźnie na tle nieba. Urwiste, śnieżno-lodowe zbocza opadają gwałtownie. Wśród nich słabo rysuje się kilka mało wydatnych rynien czy  żlebów. Jeden z nich powinien wyprowadzić nas na grań. Zarys niebosiężnego szczytu rozmazuje niesiony przez wiatr pióropusz śnieżny. Piękną siedzibę wybrała sobie bogini śmierci Kali, małżonka najkrwawszego z bogów – Sziwy, której siedemnastym imieniem jest Nanda”.

Trzeba wiec wziąć pod uwagę, że porywając się na zdobycie Nanda Devi, trzeba liczyć się z ogromnym ryzykiem, gdyż to góra przeklęta wg wierzeń tamtejszej ludności. „Czyżby nie było prawdy w wierzeniu, że zginie ten, kto stanie na jej szczycie, a Nanda pożre jego ciało?”.

Himalaiści podjęli ryzyko. Dwóch „pożarła” lawina, a Bujak i Klarner? Co się z nimi stało? W drodze powrotnej do Polski zastała ich wiadomość o wybuchu II wojny światowej. Bujak udał się do Lwowa, potem przedzierał się przez różne kraje, aż w końcu wylądował w Anglii gdzie wspinając się gdzieś w Kornwalii zaginął. Ciała nie odnaleziono. Przepadł.

Klarner natomiast okupację spędził w Warszawie. 17 września 1949 r. wyszedł ze swego mieszkania na Saskiej Kępie. Podobno był lekko ubrany, bez dokumentów i do rodzinnego domu oddalonego o kilkaset metrów już nigdy nie dotarł. Zniknął. Przepadł. Zaginął.  Czy bogini śmierci, Kali faktycznie miała coś z tym wspólnego?

Uczestnicy wyprawy 1939 roku w bazie u podnóży Nanda Devi: Janusz Klarner, Jakub Bujak, Adam Karpiński, brytyjski lekarz dr J.R. Foy, oficer łącznikowy major S.Blake oraz Stefan Bernadzikiewicz (archiwum wyprawy)

Książka wzruszająca, opatrzona czarno białymi fotografiami, dodatkowo biografiami poszczególnych bohaterów książki i fantastyczną przedmową Janusza Kurczaba.

…………

„ Kolację jemy dziś znakomitą. Kolejność, jak zawsze podług himalajskiej etykiety: na początek gorąca limoniada z soku cytrynowego, po tym pemikan (suszone mięso), szynka i groszek zielony, wreszcie na zakończenie, wedlowskie owoce w cukrze.”

„Dlaczego brnę przemarznięty na wylot, w wichurze tnącej szpilkami śniegu, po zlodzonej ścianie, w tysiącmetrowej ekspozycji, niosąc z wysiłkiem wór odbierający siły i pewność ruchów? Na pewno nie robię tego z uśmiechem zadowolenia. Przeciwnie, klnę ciężko…Dlaczego się nie cofam?”

„Nos, wargi i skóra na kościach policzkowych, spękane i pokryte strupami, pieką mnie, zarówno jak ręce napuchnięte od odmrożeń i drobnych skaleczeń, oczy porażone bolą i nie pozwalają patrzeć swobodnie.”

„Kto nie wstawał po biwaku skostniały z zimna, w przenikniętym mrozem namiocie, ten nie zrozumie, z jaką radością można witać pierwsze promienie słońca”.

……….

„Nanda Devi”, Janusz Klarner, Wydawnictwo Stapis 2010, Wydanie 2, stron 304.

3 myśli na temat “„Nanda Devi” Janusz Klarner”

  1. Ależ ja czekałam na recenzje tej książki! Półka w Matrasie wielokrotnie zachęcała do zakupu, ale zawsze było „coś”, a to skromne fundusze, a to inne pozycje.. ehhh ;/ Teraz żałuję… jak zwykle ;)

    Polubienie

  2. oj kup koniecznie, moze gdzie jeszcze trafisz. Mogłabym o niej wiele pisać, wklejac cytaty bo jest ich mnóstwo takich wartych zapamiętania, albo takich co ciary na plecach wywołuja. Zreszta Klarner miał talent do pisania, wszystko ubral w slowa tak, ze czujesz jakbys byla z nimi na tej wyprawie. Niesamowita ksiazka.

    Polubienie

  3. Lubię czasami oderwać się od lżejszej lektury i przeczytać coś wzruszającego. Ponadto fajnie że są czarno- białe fotografie mogące stanowić ciekawy element całości , no i te dodatkowe biografie też przemawiają na korzyść poznania tejże pozycji, tak więc chętnie przeczytam tę książkę.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.