„Dziedziczki Soplicowa” Joanna Puchalska

„Śród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju
Na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju,
stał dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany;
Świeciły się z daleka pobielane ściany,
tym bielsze, że odbite od ciemnej zieleni
topoli, co go bronią od wiatrów jesieni.
[…]
Brama na wciąż otwarta przechodniom ogłasza,
że gościnna i wszystkich w gościnę zaprasza”.

soplicowa

Joanna Puchalska, autorka książki „Dziedziczki Soplicowa”, jest prawnuczką ostatnich właścicieli Czombrowa, w którym zbudowano dwór, prawdopodobnie będący pierwowzorem Soplicowa, przedstawionego przez Mickiewicza w „Panu Tadeuszu”. Rok 2014 to rok, w którym mija 180 rocznica wydania tejże epopei.

Czombrów leży na Kresach (aktualnie Białoruś), parę kilometrów od Nowogródka, parę kilometrów od pięknego jeziora Świteź, w którym wg legendy zatopione zostało miasto i wypływa ono na powierzchnię ukazując się tylko i wyłącznie ludziom o czystym i dobrym sercu. Autorka przepięknie opisuje okolice Czombrowa, jezioro Świteź, lasy, w których królują borowiki w niezliczonych ilościach, jesienne krajobrazy z owocującymi jabłonkami, które są „trochę zdziczałe, o powykręcanych dziwacznie gałęziach. Sędziwe staruszki. Ale nadal rodzą przepyszne antonówki z delikatną skórką, grafsztynki i pepinki pałające panieńskim rumieńcem niczym Mickiewiczowska dzięcielina”.

Oczywiście pola dzięcieliny (koniczyny) i świerzopu (rzepaku), gryki „jak śnieg białej” – to wszystko znajduje się w okolicach czombrowskiego dworku. Mickiewicz musiał zatem odwiedzać to miejsce, lub też wiele zasłyszeć z opowieści swoich rodziców…

Ojcem Adama Mickiewicza był niejaki Mateusz Majewski, który zajmował się w dworze szeroko pojętą ekonomią, a matką Mickiewicza była Barbara – panna apteczkowa, kobieta (w pewnym sensie zwana znachorką), której przypadało zbieranie ziół, tworzenie z nich cudownych leków, maści, zbieranie przypraw, suszenie ich, dodawanie do potraw i tym podobne czynności. Ważną osobą we dworze czombrowskim jest niejaka Aniela Uzłowska, która stała się matką chrzestną Adama Mickiewicza i która jednocześnie należała do rodziny od strony babci autorki książki.

Autorka ukazuje w książce nie tylko piękne okolice i cudowne sielankowe  wsie, ale przede wszystkim życie tamtejszych mieszkańców, które wyłania się nie tylko z opowieści napotkanych ludzi, ale też z niezwykle dobrze zachowanego, znalezionego rodzinnego archiwum dokumentów z tamtego czasu (listy, rachunki, zdjęcia itp.). Jak mówi: „Co innego jest wysłuchiwać opowieści rodzinnych, a co innego spojrzeć w dokument sądowy i przekonać się, że rzeczywiście tak było. Że to, czego się człowiek nasłuchał w dzieciństwie, to nie bajki i legendy, tylko prawda.” I to jest właśnie niesamowite, krok po kroku odkrywać miejsca opisane w „Panu Tadeuszu” – odkrywać je wraz z kolejną lekturą, rozumieć zachowania bohaterów i wyobrażać sobie sytuacje, które na pewno gdzieś, kiedyś… bo Mickiewicz miał to do siebie, że opisywał wszystko to, co widział na własne oczy, a postaci jakie wymyślał przypisywał do ludzi, których znał, lub o których słyszał.

Niesamowity dla mnie jest rozdział: „Kazieczko i jego Benedyleczka”, gdzie opisane są losy małżeństwa Kazimierza i Benedykty Karpowiczów, którzy byli pierwszymi właścicielami dworu w Czombrowie. Są to m.in. fragmenty listów przepełnionych miłością i tęsknotą, ponieważ Benedykta musiała zarządzać przez jakiś czas całym majątkiem zupełnie sama. Mąż Kazimierz, jako sędzia graniczny, a potem administrator majątku hrabiny Potockiej na Rosi, zbyt długo u hrabiny „zamarudził” (ale bez podtekstów) no i biedna Benedyleczka musiała radzić sobie sama z całym dobrodziejstwem inwentarza. A to proste nie było. Dobrze, że listowne wskazówki od męża przychodziły, bo poza kobiecymi zajęciami, których było bez liku, Benedykta musiała zająć się męskim przydziałem : pracami polowymi, podatkami, prowadzeniem ksiąg, liczeniem grosików, bo to nie były czasy bogactwa. Bieda jak wszędzie. Liczenie pieniędzy do pierwszego (czy współcześnie tak nie jest?) Nie zawsze wystarczało na opłacenie podatków, pańszczyzny, o co ogromnie martwił się Kazimierz. I te jego piękne wyznania: ” Z całey Duszy pragnę iak nayprędzey widzieć cię. Kochay mnie iako przywiązanego bardzo do Ciebie Kazimierza” (i tutaj możemy się dowiedzieć, dlaczego niektórzy pisali „y” i „i” zamiast „j” i kiedy zaczęto pisać „j”).

Puchalska opisuje wiele sytuacji z życia, które miały miejsce w tamtych czasach, a czasy to nie były łatwe. Wszystkiego nie opiszę, bo nie chcę – warto poczytać. Natomiast kiedy dochodzimy do drugiej wojny światowej autorka pisze: „Lata drugiej wojny dla wszystkich polskich rodzin na Kresach były okresem tragicznym i przyniosły ostateczną zagładę ziemiańskiego świata. Pierwsze dni września minęły spokojnie, choć w lęku : „Tatuś sieje i orze, parobcy są wszyscy i jako tako pracują, bez awantur. Trochę łażą jak senne muchy, ale swoje robią”. Po wkroczeniu Sowietów ten spokój się skończył. Właścicieli Czombrowa bardzo szybko wyrzucono z dworu”. I wtedy zaczął się już bardzo smutny i bolesny czas.. 

Jednak warto pamiętać o tych wszystkich kobietach, które są bohaterkami książki i dzięki losom których, możemy prześledzić losy Mickiewicza, bo zapewne on gdzieś tam bywał, widział to wszystko. Nie zapominajmy o prapraprababce Benedykcie z Haciskich Karpowiczowej, praprababce Anieli Uzłowskiej i prababce Marii z Popławskich Karpowiczowej. Ta ostatnia opowiada historię, którą muszę przytoczyć, a która jest najlepszym podsumowaniem dla pracowitego życia i wykorzystania go możliwie jak najlepiej (co jest widoczne w przypadku każdej z kobiet ukazanych w tej książce): 

„Pamiętaj, że według jakiejś wschodniej legendy Pan Bóg przy urodzeniu daje każdemu woreczek z brylantowym proszkiem. Jest to skarb, którego nie wolno strwonić, tylko go trzeba odnieść po skończonym życiu Panu Bogu. Jeśli pracujesz, robisz coś dobrego, szczególnie dla bliźnich, proszku nie tylko nie ubywa, ale przybywa. Jeśli jednak nic nie robisz, czas trwonisz bez korzyści, zaraz w woreczku robi się dziurka i brylantowy proszek wysypuje się.  Każda chwila życia zmarnowana – to garstka brylantowego proszku zgubiona! O, nie gub tego proszku!”. 

Na koniec wspomnę, że w 1928 powstała w scenerii czombrowskiego majątku pierwsza niema ekranizacja „Pana Tadeusza” w reżyserii Ryszarda Ordyńskiego.

image03-1

„Dziedziczki Soplicowa” Joanna Puchalska, wyd. Muza 2014.

6 myśli na temat “„Dziedziczki Soplicowa” Joanna Puchalska”

  1. Co Ty mi robisz! Przeczytałam całą recenzję jak zaczarowana i teraz bardzo to chcę, choć zwykle takich książek nie czytam. Dobrze, że już pieniędzy nie mam ;p.

    Polubienie

  2. Przeczytałam recenzję „Marlene” i dopisałam książkę do listy „do upolowania”. Myślę sobie, o „Dziedziczkach” poczytam spokojnie, Mickiewicz aż tak mnie nie kręci. I co? Jednak kręci (a brylantowy proszek na dokładkę)! Boję się zaglądać dalej, podrzucasz takie kąski, że choćbym się chciała powstrzymać – nie mogę :D

    Polubienie

  3. Małgosia – co do Dziedziczek to ja też nie przepadam za Mickiewiczem ale lubię takie opowieści powojenne, kresowe i wbrew pozorom więcej tu kobiet niż Mickiewicza. On jest tylko właściwie takim katalizatorem do tego żeby powstała ta opowieść :)

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.