„Na fali i pod prąd. Pełna autobiografia” – Aleksander Doba

doba_sPan Aleksander Doba jest chyba znany wszystkim. Nie tylko w Polsce. Nie trzeba uprawiać kajakarstwa, by wiedzieć, że tenże Pan przepłynął w kajaku Atlantyk (i to nie raz). Ale to nie jest jedyny wyczyn, jakiego dokonał. Samotnie opłynął Bajkał, próbował swych sił na Amazonce, przepłynął kajakiem całą Polskę trasami rzecznymi, ale też Bałtyk wzdłuż wybrzeży. Niezwykłe.

Za tą długą siwą brodą i włosami skrywa się niezwykle sympatyczny, mądry człowiek, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych i który w wieku lat 70-ciu mówi, że „wyprawa życia dopiero przede mną” i „nie bójcie się marzyć, marzenia zamieniajcie w ambitne plany, a plany realizujcie skutecznie i z wielkim optymizmem”.

To człowiek pełen hartu ducha, skromności i miłości do synów i do swojej żony Gabi, która od ponad 40 lat wspiera go i pozwala na realizowanie pasji w absolutnym zrozumieniu, choć zapewne nie bez obaw. Dużo w tej opowieści jest ciepłych słów dotyczących wsparcia jakie sobie nawzajem dają, nawet jeśli Pan Aleksander jest tysiące kilometrów od domu, samotnie w swoim kajaku, to zawsze przez smsy czy telefon satelitarny padają słowa pełne miłości i otuchy. To wielkie wyzwanie żyć z człowiekiem, który wybywa na przykład na roczny rejs, ryzykując życie nawet mimo wielkiego doświadczenia.

„Oboje, mimo, że bardzo kochaliśmy i synów, i siebie nawzajem, mieliśmy czasami potrzebę samotności, odpoczynku od ludzi. Ja szanowałem to u Gabi, a ona u mnie i tak jest do teraz. To jeden z fundamentów naszego związku”.

O ile umiejętności kajakarskie na rzekach da się wyćwiczyć w miarę dobrze, to na morzu czy oceanie jednak bywa groźniej. Są przecież wysokie fale, sztormy, rekiny, niesprzyjające wiatry, czy choćby ogromny trzydziestostopniowy upał, brak wody pitnej, pęcherze na rękach, które pieką bardziej gdy do ran dostanie się słona woda, zesputa odsalarka czy brak żywności, która przecież również może się skończyć. Rejs po otwartym morzu nie jest taki sam jak rejs przy wybrzeżu, gdzie w każdej chwili można zejść na ląd, rozbić namiot, a nawet odpocząć zwiedzając jakieś miasto. Na morzu czy oceanie jest tylko woda. Wszędzie, jak okiem sięgnąć. I tam trzeba spać! Mimo, że kajak morski zupełnie różni się od kajaka rzecznego (przede wszystkim ma wodoszczelną kabinę) to jednak nie wyobrażam sobie zaśnięcia na takiej malutkiej przestrzeni, kiedy wszędzie woda, kołysanie lub nie daj Bóg  większe fale.

Podziwiam Pana Aleksandra za doświadczenie, umiejętności, odwagę i chęci. Niejeden człowiek w jego wieku obsługuje już tylko pilota od telewizora. Pan Aleksander natomiast ma niespożytą energię, bo jeśli nie pływa, to wykłada, prowadzi prelekcje, kursy coachingu czy kajakarstwa, dodatkowo żegluje, umie latać szybowcami itp. Jest też wyjątkowo skromnym człowiekiem, choć w książce otwarcie mówi o zdobytych nagrodach czy tytułach (a jest tego trochę).

O sobie mówi prosto. „Uważam się raczej za turystę niż sportowca. Nie lubię regularnych morderczych treningów, rywalizacji, bicia rekordów. Bardziej pociąga mnie zwiedzanie świata, zdobywanie doświadczeń, poznawanie nowych miejsc i ludzi. Chętnie pokonuję własne ograniczenia niż przeciwników.”

O życiu i ludziach również. Ceni sobie patriotyzm, ale czasem też denerwują go ludzie, szczególnie właśnie inni Polacy. „Zamiast pracować nad sobą, wolą oglądać się na innych, deprecjonować ich działania, nie mogą się doczekać, aż powinie im się noga. Polacy to niestety bardzo zawistny naród”. Prawdziwe. Pan Aleksander jest bardzo szczery w tym co mówi. Czasem, czytając jego zwyczajne stwierdzenia, miałam wrażenie, że wyciąga mi je z mojej własnej głowy.

„Nie jest łatwo być outsiderem, myśleć i postępować inaczej niż ogół, nie tylko w sprawach najważniejszych, ale również w drobiazgach. Warto jednak bronić swojego zdania, nawet kosztem cudzej sympatii. Ci, którzy naprawdę nas lubią, i to takimi, jakimi faktycznie jesteśmy, a nie takimi, jakimi oni chcą, abyśmy byli, i tak przy nas zostaną”.

„Zawsze to dla mnie przykre, gdy ktoś nie dziękuje za wyświadczoną przysługę, nie docenia dobrej woli drugiej osoby. Ludzie powinni sobie nawzajem pomagać i doceniać tę pomoc”.

Cudowne jest też motto Pana Aleksandra: „Trzeba skupiać się na celu, a nie na przeszkodach do jego realizacji”. O ile prostsze jest wtedy życie i podążanie własną drogą. To kwestia, której często nie zauważamy, bo przyglądamy się za bardzo przeszkodom właśnie.

Cieszę się, że dane było mi przeczytać książkę o człowieku, który propaguje Polskę w świecie za każdym razem, kiedy tylko może, który ma tyle energii ile dwudziestu trzydziestolatków razem wziętych, który kocha swoje życie i rodzinę, który spełnia marzenia i namawia do tego innych. Bo przecież jedno życie mamy i nawet w wieku 70 lat możemy organizować  kolejną wyprawę, jeśli tylko będziemy chcieli.

Bardzo polecam. Pan Doba to wspaniały gawędziarz, a książka dodatkowo posiada wiele fotografii z życia i rejsów Pana Aleksandra, które są totalnie niezwykłe.

„Na fali i pod prąd. Pełna autobiografia” Aleksander Doba, opracowanie Weronika Górska, wyd. Stapis 2016.

Strona internetowa: http://www.aleksanderdoba.pl/

3 myśli na temat “„Na fali i pod prąd. Pełna autobiografia” – Aleksander Doba”

  1. Podziwiam go. Szczerze go podziwiam. I za to, co robi – bo to wymaga nieprawdopodobnej odwagi i samozaparcia – i za to, że pozostaje skromnym, normalnym człowiekiem. Tylu ludziom po osiągnięciu podobnego sukcesu odwaliła sodówa. Jemu nie.

    Polubienie

  2. porta celeste – no właśnie. ja również podziwiam. i uwielbiam na niego patrzeć jak opowiada całym sobą… uwielbia gestykulować :)

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.