Pierwowzorem postaci Henia Hausnera jest Kazimierz Domański, ale jak mówi autor to jednak dwie różne osoby,„dzieli je inteligencja, charakter, wiek, temperament, otoczenie, a przede wszystkim rodzina”. Domański nazywany był mistykiem i wizjonerem, choć jego objawienia nie zostały uznane przez kościół katolicki. Był też inicjatorem budowy prywatnej świątyni Matki Bożej Królowej Wszechświata Bożego Pokoju. Podobnie jak Henio w „Kulcie” posiadał działkę, gdzie w latach 80-tych mieszkał i gdzie po raz pierwszy objawiła mu się Matka Boska nakazująca uzdrawiania ludzi. Wybudował wtedy z darowizn kaplicę, dom pielgrzymkowy na tej swojej działeczce, a pątnicy (w książce zwani „jeremiaszami”) ściągali gremialnie z całej Polski. Resztę życiorysu Domańskiego znajdziecie w internecie, natomiast Henio z Oławy to postać stworzona przez Orbitowskiego w sposób absolutnie wspaniały.

Poznajemy go dzięki rozmowie autora z jego bratem Zbyszkiem. To on właśnie opowiada całą historię prostym językiem, ale bardzo celnie i interesująco. Przebija z jego słów ogromna miłość do brata, który był prostodusznym człowiekiem, bardzo oddanym rodzinie, ale też bardzo potrzebującym uwagi. Chyba dzięki objawieniom wreszcie udało mu się zaistnieć, stać się kimś znanym, ważnym, potrzebnym, choć wcale nie uderzyła mu do głowy woda sodowa. Kiedy uzdrawiał czy modlił się – czuł się spełniony. „Nie wiem kiedy Henio się zepsuł i nie rozumiem czemu właściwie ludzie się psują. Dlaczego jednego dnia taki czy owaki, jest zupełnie normalny, a drugiego już nie. Ma rodzinę, pracę, przyjaciół, interesuje się czymś, coś tam lubi a nagle widzimy go bez tego wszystkiego. Zostają mu gołe dni bez żadnego sensu i żadnej miłości. Tak też podziało się z Heńkiem, za młodu był zupełnie normalny, a ja nie potrafię wskazać momentu, kiedy mu się spieprzyło” – mówi Zbyszek sceptycznie. On sam nie wie, czy wierzy w te objawienia… właściwie to sam nie wie, co się dzieje – widzi brata, o którego się boi, który według niego „oszalał”, ale z drugiej strony cieszy się, że Henio jest szczęśliwy w tym, co robi. Daje mu zwyczajne poczucie wolności, choć w środku pęka ze strachu i niemocy i jest rozdarty między swoimi uczuciami, a opinią sąsiadów czy partii. W końcu mamy lata 80-te, kiedy Jaruzelski trąbi o religijnej ciemnocie, esbecy szantażują, a beznadzieja prowincji Polski Ludowej jest tak smutna i szara, że atrakcja w postaci „wariata” widzącego papieża w pokoju, albo latające anioły, jest czymś bardzo pożądanym, choć i niebezpiecznym dla samego Henia i dla pątników, których Milicja Obywatelska przegania i pałuje. Natomiast sam Zbyszek (genialnie wykreowana postać), miejscowy fryzjer, jest człowiekiem poczciwym, ale niestety grzesznym, co doskonale portretuje w nagrywanej rozmowie z nim, Orbitowski. On też sporo przeżył i wiele się o nim dowiemy.
Dodatkowo dochodzi motyw powodzi tysiąclecia, niejako przewidywanej od dawna przez Henia, co burzy nieco Zbyszkowi obraz „szalonego” brata (może on jednak faktycznie coś widzi?).
„Kult” to obraz społeczeństwa tamtych lat żyjącego w małym miasteczku, które mimo otaczającej go szarości i beznadziei, ma swoje grzechy, przywary, ale też zalety. Żyje sobie spokojnie w nudnym miasteczku, ale zna swoją wartość i widzi więcej (albo chce widzieć więcej) niż chce się mu wmówić.

To wspaniale napisana, mądra powieść o relacji braterskiej, o miłości mimo wszystko, ale też o naszej podatności na uwierzenie w cokolwiek, co nam się wmawia. Tytułowy kult religijny czy kult jednostki, który tak bardzo charakteryzuje nasz naród jest tu genialnie przedstawiony. Bardzo dobra książka napisana zarówno z humorem, ale i pewnego rodzaju wrażliwością i czułością.
„Kult” Łukasz Orbitowski, wydawnictwo Świat Książki, 2019.
Świetna książka! Zrobiła na mnie duże wrażenie – pan Orbitowski wykonał dobrą robotę. Jestem ciekawa innych książek autora, bo było to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością.
PolubieniePolubione przez 1 osoba