„Ciąg zbieżny” Wawrzyniec Hyska

„Przestrzeń Banacha to taka przestrzeń metryczna, w której każdy ciąg podstawowy jest jednocześnie zbieżny. Czyli każdy ciąg, w którym elementy są do siebie coraz bardziej podobne, ma swoją granicę, a taka granica także znajduje się w tej przestrzeni (a nie gdzieś poza nią). Niekoniecznie musi tak być, istnieją przestrzenie metryczne, które nie są przestrzeniami Banacha. Czasami każdy krok zbliża nas do jakiejś granicy, lecz ta granica jest poza naszą przestrzenią” (str. 195).

Rozumiecie coś z tego? Jeśli nie, zrozumiecie po przeczytaniu debiutanckiej książki Warzyńca Hyski. „Ciąg zbieżny” jest idealnym przykładem na to jak dojść do pewnej granicy, prawie już jej dotyka i marzyć o opuszczeniu własnej przestrzeni Banacha (tu użyjmy przenośni). Czy jest to w ogóle możliwe? To również świetny przykład ukazania ciągu konsekwencji naszych czynów. Wszystko jest jak kostki domina. Pchniemy jedną, ona popycha drugą. Docieramy do końca ułożonych kostek, wszystkie leżą i my też.

Marek Lipke pracuje jako programista w firmie zajmującej się tymi paskudnymi algorytmami, które sprawiają, że kiedy wyszukujesz coś w internecie, to zostajesz zapamiętany i potem przez kolejne dni, miesiące pojawiają Ci się na wszystkich otwieranych stronach wyszukiwane wcześniej przedmioty sugerujące Ci, że może warto byłoby je kupić jeszcze raz, ale może w innym wzorze, kolorze itp, a może do tego jakieś akcesoria etc. Irytujące, ale ktoś to tworzy i manipuluje naszą wolą. Zarabia się na tym krocie, można się dobrze ustawić, szaleć weekendami, kupować wszystko, co się chce, żyć ponad stan, a na pewno na wysokim poziomie. Marek ma dziewczynę. Ma też upierdliwą matkę, z którą już od dawna nie mieszka, i ojca, dziekana na uczelni, który idzie do aresztu za defraudację pieniędzy.

Marek początkowo nie wie co robić, jak pomóc zrozpaczonej matce, jak wyciągnąć ojca, bo przecież na pewno jest niewinny. Ale czy na pewno? Marek postanawia się od tego wszystkiego uwolnić. Od ludzi, od uczuć, od rzeczy, które gromadził przez lata. Matka zwala mu się do domu na głowę, burzy mu jego ustalony porządek dnia, życia, a Marek tak nie chce. Zaczyna wyrzucać, sprzedawać, oddawać, pozbywać się, aż w końcu dociera do momentu w którym jego obojętność na wszystko bierze górę i dzieje się tragedia.

„Nie jestem już kurwa, mamy Mareczkiem! Jestem swoim własnym osobistym człowiekiem, swoim życiem jestem! Chcę być! Nie wytrzymam tego dłużej, nie może mi się mama wpierdalać we wszystko, w każdy dzień, w każdy wieczór, w każdy posiłek! Już nie będę, już nie jestem mamy małym synkiem!” (str.95) krzyczy pewnego dnia do matki. Ona, biedna, wieczna męczennica, poświęcająca się dla syna i dla męża – no sama miałabym dość. Do tego wszystkie inne przymusy, zasady, obowiązki – to staje się dla Marka balastem, ciężkim kamieniem u szyi. No bo po co to wszystko, skoro i tak każdy jest prochem i w proch się obróci? A kiedy jeszcze pewne tajemnice rodzinne wyjdą na jaw, no to już najlepiej będzie całą tą rzeczywistość obrócić w perzynę i mieć gdzieś, co się wydarzy. Tyle, że ten cały ciąg zdarzeń gdzieś ma swój koniec… Gdzie?

To świetny debiut, czyta się płynnie, szybko, jest niepokojąco, potęguje się ciekawość, historia daje do myślenia i sprawia, że sami zaczynamy sobie zadawać pytania „po co to wszystko?”. Nierzadko w naszych rodzinach też jest wiele jest hipokryzji, sztuczności, udawania, a mało szczerości i prawdy. Zaganiani jesteśmy, pieniądze są ważniejsze od uczuć, materializm wyklucza minimalizm. Czy polubiłam bohatera? Tak, choć mnie momentami przerażał, bo to do czego doprowadził było okrutne i okropne. Niemniej, może mimo to, był właśnie prawdziwie szczery wobec siebie?

Polecam.

„Ciąg zbieżny” Wawrzyniec Hyska, wydawnictwo Seqoja, 2024

#współpracabarterowa

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.